uczciwi ludzie z bolem serca prosza o pomoc, chocby glodem przymierali, a jeszcze ciezej jest im ta pomoc przyjac. Tez nie raz dalam sie, jak to obrazowo nazwalas, 'wydoic', nawet tutaj na 40tce, ale jak juz pisalam kiedys, ja nie zbiednieje a naciagacz sie nie wzbogaci, bo to dziala na krotka mete, a trudno byloby mi spojrzec w lustro jakby okazalo sie, ze nie pomoglam komus, kto tego bardzo potrzebowal. Poza tym zyje wedlug zasady : what goes around, comes back around. A wedlug mojego meza jestem czasem strasznie naiwna, ale staram sie nie rozpamietywac tego dlugo :)
Rozpiszę się trochę z racji tego, że to będzie mój pierwszy wpis w tym wcieleniu. Altruizm, pomaganie innym. Fajne jest, chyba, nie wiem już. Im bardziej człowiek chce komuś zrobić "dobrze" tym bardziej potrafi dostać kopa w dupsko aż ślad buta wciska się między zwieracze odbytu. Już pomijam sprawę Vicky chociaż nie powiem, już dawno nic mnie tak nie wyprowadziło z równowagi jak jej ostatni post, pytanie czy jak to nazwał. Czy my na prawdę musimy się skretynić do reszty żeby umieć odróżnić pomoc od jawnego dania się wykorzystać? Poruszę temat, który tu kiedyś był bardzo aktualny z mojej strony. Poruszyłam tu serca niejednej kobiety i zwołałam pół świata by pomóc osobie, która w moim mniemaniu potrzebowała pomocy. Część "starszego" pokolenia czterdziestki będzie pamiętało Tymka i jej mamę, mieszkańców domu samotnej matki, którym wspólnie pomagałyśmy. Myslę, że moim obowiązkiem jest poinforować Was, że moja pomoc dla nich już się zakończyła jakiś czas temu. Po tym jak zostałyśmy nazwane przez mamę Tymka : "sponsorami" ! No ku*wa można to było nawzwać inaczej ale to już przeszło moje granice pozytywnego myślenia. Miałam okazję gościć ich u siebie i już na drugi dzień modliłam się, żeby jak najszybciej moi goście pojechali sobie do domu i już nigdy nie wracali. Można a nawet trzeba pomagać. Ale wszystko ma swoje granice. Czułam się jak dojona bez pytania krowa. Przy okazji wyciągnęła co mogła od moich koleżanek. Dosłownie : daj mi bo ja nie mam. Bez skoromoności, bez taktu. Do czego zmierzam? Ano do tego jak do cholery można wyczuć czy pomagasz czy dajesz się doić? Zaczynam mieć poważne wątpliwości co do szczerości osób proszących o pomoc, piszących o biedzie, znęcaniu się. Już nie potrafię chyba wyczuć kiedy jakaś osoba pomocy potrzebuje na prawdę a kiedy zwyczajnie w świecie szuka zapełnienia nudy w domu, rozrywki, chorej pniekąd. Do tego mam wrażenie teraz, że siedzi po drugiej stronie monitora i naśmiewa się z osób, które próbują zapobiec typowym ostatnio sutyacjom: dzieci z zamrażarki czy śliskich kocyków. Nie wiem czy to wiek czy wreszcie dostałam nauczkę. Tak się rodzi znieczulica. Mam nadzieję, że szybko mi przejdzie. Póki co zamykam swój rozdział siostry miłosierdzia. Chyba jednak nie warto uszczęśliwiać nikogo na siłę...
Komentarze
Wyświetlono: 11 - 13 z 13.
I to właśnie taka nasza naiwnych dola Ilonko. Mogę pisać co chcę, w złości, w nerwach... a jak znów sie pojawi jakaś "bieda" w otoczeniu naiwnie pierwsza wyciągnę rekę, jak większość. Nawyżej ktoś znów ją pogryzie ;) dobrze, że mam wielką dupę to przynajmniej jest w co kopać
Lilith i mimo woli pomożesz, też taka jesteś :P Jak ja :P wiara w ludzi nie umiera tak szybko a żeby być bez serca trzeba się niestety takim już urodzić :D I to własnie jest okropne, kiedyś mialam taką fajną nauczycielkę z psychologii i ona robiła nam testy na osobowość. Ja jedna miałam taką jak ona i babka, już starsza, powiedziała mi prostow oczy: z takim charakterem będziesz miała przesrane w życiu jak ja, ale wstaniesz przewrócona i dalej pójdziesz przed siebie :)