Wczoraj mąż po Mszy wybrał się do księdza żeby 'zaklepać' termin Chrztu niestety Go nie zastał, bo już odjechał do innego kościoła odprawiać kolejną. Gdy zajechał tam to ksiądz do Niego z wielkimi pretensjami, że 'co On sobie wyobraża, że przychodzi jak potrzebuje i czy wie jaki jest dzień - na co mój mąż że tak - Zielone Świątki...' Po czym wrócił wku... do domu na maxa i oznajmił, że nie będzie Go całować po d**** i chrzciny zrobimy w mojej 'panieńskiej' parafii tam gdzie mieliśmy ślub.
Dziś moja mama po pracy podskoczyłą do księdza na plebanię. Bez żadnego problemu zaznaczył termin, porozmawiał z mamą oraz powiedział, żebyśmy przyjechali w jakim dzień nam pasuje po 18 (to i lepiej, bo upały mniejsze) oprócz środy. Powiedział tylko, że potrzebuje zaświadczenia, że nasz ksiądz "wyraża zgodę i nie ma nic przeciwko" no proszę...
Po telefonie od mamy pojechałam z teściem do "naszego księdza" (mąż w pracy był) z prośbą o to zaświadczenie na co On z wielkim oburzeniem "a co tu się nie podoba chrzcić?!" to ja Mu, że chciałabym w parafii gdzie braliśmy ślub na co On "dla mnie to i na księżycu możecie" a ja niedługo myśląc "gdybym miała czym polecieć to i tam mogę" wkurzony moją odpowiedzią "a Pani to w ogóle nie znam i czy w ogóle do kościoła chodzi i kiedy ostatni raz była?" odpowiedziałam Mu na odczepnego, że w święta na co On, że "przynosi nam Pani tyle pożytku co gołąb gospodarzowi - dla jastrzębia mięso dla gospodarza pierza..." no proszę co za porównanie! na to ja "nie muszę tu chodzić do kościoła mogę gdzieindziej" na co On wpieniony już z grubsza "można i na księżyc!" ja znów że jak bym miała czym to i tam był poleciała w międzyczasie już wyjmował zaświadczenia ale chyba Go ostro w.... moja odpowiedź i tylko odpowiedział, że zadzwoni osobiście do mojego księdza na co ja, że proszę bardzo wziął moje dane oraz termin chrztu. Zapytałam grzecznie kiedy mogę zjawić się u mojego księdza, żeby omówić szczegóły chrztu na co On, że "mogę i nawet w nocy!" już mi się na usta cisnęło, że odpowiedzieć "to widzę, że nawet w nocy przyjmujecie interesantów", ale już nie chciałam dolewać oliwy do ognia...
Wyszłam a On mi rękę podaję miałam ochotę wyjść bez żadnego słowa... ale wiem już że moja noga tam już nie postanie jedynie w skrajnych wypadkach typu czyjaś komunia chrzest czy pogrzeb (oby nie)
Co za klechun?! Miałam Mu powidzieć, że to chyba On nie wie jakie wczoraj bylo święto faryzeusz jeden. Poza tym nic Mu do tego kiedy i czy w ogóle chodzę do kościoła. Niech tylko kiedyś nadaży się "okazja" spotkania to ja już Mu odpowiem.
Ciekawe co mojemu księdzu nagadał. W sumie to mam to głęboko... bo i tak jak pojadę do rodzinnej miejscowości dogadać szczegółów z moim księdzem to powiem Mu co o tamtym myślę i że swoim zachowaniem stracił już parafiankę, bo ja nie zamierzam patrzeć na takiego kogoś a tym bardziej słuchać Jego kazań i morałów. Hipokryta jeden!
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 4 z 4.
ten to ponoć jakieś układy w gminie nawet ma i już nawet zainstalował antenty od telefonii komórkowej na wieży kościoła... bizmesmen jeden... a gęba od ucha do ucha zero pokory mam nadzieję, ze długo tu już nie będzie...
Dobrze że mój proboszcz jest fajny i normalny