popłakałam się :( przykro mi strasznie :(( Trzymaj się
11.04.2012 - usg połówkowe Hani , jutro mija rok od tego dnia który pozostawił bliznę na serduchu, uraz do lekarzy.
Poniedziałek - (wtedy jeszcze przyszły) mąż wraca z zagranicy
Wtorek - dopinamy wszystko na ostatni guzik , ostatnie przygotowania do sobotniego ślubu
Środa - jakże wyczekiwany dzień, zapewniani do tej pory, że wszystko z naszą kruszyną wporządku, wydaje nam się tylko formalnością usg dzięki któremu mieliśmy poznać płeć dzidziusia.. szczęśliwi, wtuleni ( w końcu nie widzieliśmy się 2,5 miesiąca, a za kilka dni mieliśmy powiedzieć sobie sakramentalne "tak" ) czekamy na korytarzu na swoją kolej.. wchodząc do gabinetu nie przeczuwałam zupełnie tego co nas za chwile czekało, byłam w 100% pewna że wszystko jest ok.. lekarz miły.. i chyba nic pozatym ;/ zupełnie niekompetentny i niedouczony jak się później okazało.. w 20 tc. wykrywa wady które powinny zostać wykryte juz spokojnie na pierwszym usg w 13tc. , ale to nic.. informuję mnie także, że wady tego typu to wady letalne dziecko poza moim brzuszkiem nie przeżyje i proponuje tą ciąże poprostu usunąć.. / żaden człowiek nie jest w stanie wyobrazić sobie co czuje matka kiedy do jej wiadomości przekazywane są informację tego pokroju.. ktoś komu mimo tego że jest obcy ufałaś ( bo w końcu lekarzowi prowadzącemu ciążę musisz zaufać, żeby mieć choć trochę spokoju przez te 9 miesiecy kiedy nosisz życie pod serduchem) zawiódł w 100%, i jeszcze tak lekko przekazuje informacje że śmierć Twojego dziecka to tylko kwestia czasu.. grunt zawalił się nam pod nogami , wpadliśmy w jakąś ciemną dziurę smutku i rozpaczy.. wpadło tornado i zmiotło wszystkie marzenia i plany jakie mieliśmy.. kazali nam przyjść na drugi dzień na konsultacje z drugim lekarzem.. wychodząc z gabinetu nie wiedziałąm co się ze mną dzieje.. nie płakałam to nie był płacz to był lament! nie spałam tego dnia mąż też, płakaliśmy jak dzieci i nie ukrywam że mieliśmy jeszcze nadzieje na to , że to jakaś pomyłka że wszystko się jutro wyjaśni i że może nie jest aż tak źle.. niestety było.
Czwartek - niewyspani, zapłakani i małomówni zupełnie wyciszeni i nie chcący z nikim rozmawiać dojeżdżamy do szpitala.. szukamy lekarza (przyjmuje poród) czas nam się dłużył cholernie.. doczekaliśmy się.. gabinet-usg-potwierdzone najgorsze scenariusze i znów lament.. biegiem do poradni gdzie zaraz miał przyjmować lekarz który przed chwilą przekazał nam najgorszą wiadomość w życiu zaprowadził nas i dzwonił w naszym imieniu do Krakowa na Kopernika.. prosił wręcz błagał o przyjęcie nas do Pani doktor M. jedna z lepszych specjalistek tego szpitala.. szczęście w nieszczęściu, że najszybszy wolny termin to poniedziałek mogliśmy sobie jakoś poukładać wszsytko w głowach.. przecież sobota miała być naszym dniem.. tyle nerwów tyle łez.. wieczorem jedziemy do mnie - 160 km od miejsca zamieszkania mojego T. staramy się być spokojni już większość informacji przekazaliśmy mamie i tacie przez telefon..staneliśmy w drzwiach domu, wykończeni ale pozornie uśmiechnieci, co z tego jak za chwile wszyscy płaczemy.. przecież miało być tak pięknie..
Piątek - T. wraca do siebie , ja załatwiam jeszcze ostatnie sprawy na sali gdzie miało odbyć się wesele.. dzwonimy do siebie non-stop właściwie wisimy na telefonie.. przychodzi wieczór, zaczynam krwawić (jak później stwierdza moja chrzestna,najbliższa ciotka,położna która przyjeżdża zaraz po telefonie.. wszystko ze stresu) leże, staram się uspokoić perspetywa odwołania ślubu (panna młoda w szpitalu) mnie przeraziła.. na szczeście było to jednorazowe tego dnia..
Sobota - 14.04.2012 co tu dużo pisać, najcudowniejszy dzień w życiu.. mimo tego co przeszliśmy (a to był dopiero początek najgorszego) nie myśleliśmy o niczym innym jak to że możemy być we trójkę w tak cudownym dla nas dniu, że Hania jest z nami i że to się liczy.. przecież żyje, czuję jak się wierci, czuję jej ruchy.. od tego dnia oficjalnie Pani Tomkowa stwierdza że nikt nie dał jej tyle siły i wsparcia co jej facet!
cdn.
musiałam to z siebie wyrzucić , "trochę" się rozpisałam.. dziekuję każdej dziewczynie, która chociażby zacznie to czytać.. nie każda pewnie skończy mimo to cieszę się że mogłam to z siebie gdzieś wyrzucić.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 10 z 44.
mam ciary na calym ciele,jakie to przykre i bolesne
trzymaj sie kochana,niedlugo dzidzia przyjdzie na swiat i choc troszke da zapomniec o tej smutnej tragedi,Twoj aniolek zawsze bedzie z Wami;*
płąkac mi się chce. Jesgteś bardzo silna kobietą, udało Wam się to przetrwać. Życzę Ci zeby wszystkie nieszczęscia zostały Ci wynagrodzone z nawiązką :*
trzymaj sie kochana:(
nawet nie potrafię sobie wyobraźić co czujesz.
Maleństwo w brzuszku wierci się, pokazuje, że chce żyć a tu taka wiadomość. Przykro mi, nie wiem co Ci napisać.
Mogę tylko życzyć Ci abyś za 6 tygodni urodziła zdrową dzidzię
i się popłakałam... Przeżycie własnego dziecka jest czymś cholernie bolesnym... Czekam na cd. Trzymaj się;*
az lezka sie w oku zakrecila.
Ciezko jest cokolwiek napisac, zeby nie dotknelo Cie jeszcze bardziej.
Zycze Ci aby malenstwo ktore obecnie masz w brzuszku urodzilo sie silne i zdrowe.
Trzymaj sie cieplutko
Strasznie smutna histria ... :(