Wczoraj dostałam propozycję stażu z UP, z racji tego, że po 4 miesiącach od urodzenia Gniewka skończył mi się macierzyński. Ugadałam się z panią z urzędu (tą, która miała mnie rzekomo zatrudniać), że wpisze mi, że nie jest mną zainteresowana bo nie spełniam jej oczekiwań. Udało się, przeszło. Ale jak tylko zaniosłam tam odmowe, Baba która tym wszystkim kieruje wyskakuje z kolejną propozycją tym razem pracy koordynatora, na 1/4 etatu, praca od 8 do 12, w uzrzędzie do grudnia, 700 zł na ręke. Myślę sobie, suuper! Taka praca na 4 godzinki mi odpowiada, mówię, że dam znać do południa, przychodzę do domu, a okazało się , że siostra dostała propozycje pracy we Francji, od sierpnia do następonego września jako Au-Pair. Bardzo się o nią starała i strasznie jej zależało, to przecież wielka szansa dla młodej osoby. No i rzecz oczywista, że od razu się zgodziła. A ja zostałam bez "opiekunki". W mojej miejscowości naprawdę jest ciężko znaleźć kogoś odpowiedzialnego do opieki nad niemowlakiem. A jak już są "wykwalifikowane" do tego Panie, to naprawdę duużo trzeba im zapłacić. Jest żłobek ale przyjmują dopiero dzieci po skończonym 8 miesiącu, więc jeszcze niecałe 4 miesiące.. I nie mam wyjścia muszę odmówić. W sumie nasza sytuacja finansowa nie jest tragiczna, dajemy jakoś radę, ja oczywiście planowałam i dalej planuję iść do pracy ale jeszcze nie teraz. Kurde blaszka. Stracę ubezpieczenie. Ale moja mam jest nauczycielką w szkolę, i mówi, że bez problemu może dopisać Gniewka i mnie. Zresztą Mój Ł też, od września zaczyna legalną pracę więc ubezpieczenie mieć będziemy. Tylko jak to będzie wyglądać przed tymi Paniami w UP że po raz setny z różnego powodu próbuje się wymigać i tak już pewnie mają mnie za jakiegoś nieroba.