Do pytania ankietowego "assyla" o strach przed urodzeniem chorego dziecka mamafranka |
2012-04-16 19:24
|
vote-up

Dobre pytanie

Słabe pytanie

Szczegóły
vote-down

Nic nie zaznaczyłam bo nie bardzo wiedziałam co mam zaznaczyć. Mi się akurat tak przydażyło, że urodziło mi się chore dziecko. Mój maluszek ma wrodzoną wadę serca. Wiedziałam o jego chorobie od 22 tc i dzięki temu miałam czas żeby się z tą sytuacją pogodzić, zaakceptować, zrozumieć... Nie powiem, nie było łatwo, chyba nigdy nie jest. Nie miałam wcześniej w sobie strachu przed tym, że mały może być chory ale niestety zdarzyło się to właśnie mnie. Powiem wam, że nie traktuję choroby mojego dziecka jak karę czy zło konieczne. Wręcz przeciwnie. Jest to dla mnie kierunek nowej drogi i zauważenie w samej sobie tego, że potrafię się z tym pogodzić i kochać. I powiem szczerze, że nie zamieniłabym mojego chorego dziecka na żadno zdrowe, bo mój syn jest dla mnie najcudowniejszym dzieckiem na świeciw i największym szczęściem jakie mogło mnie w życiu spotkać. Często z P. mówimy, że Franek to najlepsze co nam w życiu wyszło. Możemy się bać o to czy nasze dzieciontko urodzi się zdrowe ale wiem jedno, choroba dziecka to sprawadzian z człowieczeństwa, miłości, akceptacji. Gdy widzę w CZD w Warszawie rodziców (nie ważne czy mamy czy ojców) dzieci choryk, które nie tylko mają wady serca ale i zespół Downa, rozszczep podniebienia czy też problemy neurologiczne to widzę w nich miłość i poświęcenie którego niejednemu z nas by zabrakło.

I na koniec opiszę historię którą opowiedziała mi pewna mama w dniu w którym mój siedemnastodniowy synek miał pierwszą operację.

Przyszła pewnego dnia kobieta, matka do Pana Boga i spytała
"Boże, dlaczego mnie tak doświadczasz? Czemu karzesz mi dźwigać tak ciężki krzyż?"
Bóg spojżał na nią i odpowiedział
"Pójdz ze mną na pole krzyżowe. Tam są krzyże wszystkich ludzi. Wybierzesz sobie ten który będzie dla ciebie odpowiedni, który będziesz w stanie udzwignąć"
I poszli. Kobieta przechadzała się po polu krzyżowym i oglądała krzyże powtarzając ciągle
"Ten za ciężki, ten za lekki..."
W końcu podeszła do pewnego krzyża i powiedziała
"Ten chcę. Ten krzyż jestem w stanie udżwignąć."
Bóg jej nato odrzekł
"Bo to jest Twój krzyż kobieto"...

Odkąd usłyszałam tą historyjkę mam ją ciągle w swojej głowie i powytarzam zawsze gdy jest mi źle. Morał jest z niej jeden. Nie dostajemy cięższego krzyża niż jesteśmy w stanie sami udźwignąć, nawet jeśli nam samym wydaje się, że inni mają lżej.

TAGI
Brak tagów, bądź pierwsza!

3

Odpowiedzi

(2012-04-16 20:31:04) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
iza1989
Podziwiam. Pięknie to opisałaś :) moja córcia urodziła się z chorymi nóżkami i asymetrią. Na początku każdej matce jest ciężko się pogodzić z chorobą własnego dziecka. U nas pomogły akurat rehabilitacje i masaże. No i cały czas musi nosić butki ortopedyczne. Ale ja również nie zamieniłabym jej na żadne zdrowe dziecko. Teraz okazało się że synek którego mam w brzuchu ma powiększone nerki. Martwiłam się strasznie przez pierwsze dni... Ale teraz wiem że jaki by się nie urodził jest moim synkiem. I obydwoje swoich dzieci bardzo kocham.

Podobne pytania