Poronienia zagrażające a kwestia badania ginekologicznego
roslina28|
O tym, że dla każdej matki dziecko jest rzeczą najcenniejszą, a wręcz potrzebną dla jej poprawnego funkcjonowania, nie trzeba nikogo przekonywać. Nawet specjaliści od naszych dusz-psycholodzy, niejednokrotnie wypowiadali się, że każda osoba płci żeńskiej powinna posiadać potomstwo, przejść przez cały proces od zapłodnienia po żmudny i długi proces wychowawczy. Jest to jej potrzebne, aby jak każda samica chronić i pielęgnować swe potomstwo, przekazać mu swą miłość i mądrość, aby potem oddać je światu.
To, że każda dzisiejsza Polka pragnie posiadać potomstwo i wychować je mądrze, bez kar cielesnych, bogata w doświadczenia wychowawcze postkomunistyczne, jest znany i polecany przez nasz rząd, np. w postaci becikowego.
Niestety w obecnych czasach nagminne wręcz kłopoty z donoszeniem ciąży przez wiele Polek, skłoniło lekarzy ginekologów do nazwania tak częstego występującego ostatnio poronienia do nawykowego i samoistnego. Prawie co trzecia ciąża jest zagrożona, a co czwarta kończy się poronieniem we wczesnych tygodniach ciąży, czyli do ósmego tygodnia, do tego czasu poronienia stanowią już popularne poronienie, spowodowane np.; genetyczną wadą zarodka i samoistnego usunięcia go przez organizm. I to wydaje się nam logiczne i zrozumiałe, ale co z połową występujących poronień? Czy można im zapobiec? Oczywiście, że tak, przede wszystkim farmakologicznie, za pomocą hormonów potrzebnych do utrzymania zarodka w macicy, czyli za pomocą łykania tabletek, leków rozkurczowych, które powstrzymują macice przed wydaleniem i potraktowaniem zarodka jako ciała obcego, ale przede wszystkim, zawsze i przez każdego ginekologa najlepszą profilaktyką jest leżenie, odpoczynek, sen i jeszcze raz leżenie.
Nie bez powodu ciężarna z naszego wieku dostaje zazwyczaj zwolnienie na samym początku ciąży, często już pojawiają się kłopoty, czy też krwawienia, które są pierwszym symptomem grożącego poronienia...a wtedy zazwyczaj ciężarna udaje się do szpitala lub najbliższego lekarza w celu szybkiej diagnozy i porady. A w gabinecie najpierw następuje badanie ginekologiczne, czyli inwazyjne, które jest bardzo niewskazane w przypadku zagrożonego płodu! Lekarze zakazują współżycia seksualnego w przypadku zagrożenia poronieniem, a czyż badanie ginekologiczne nie jest równie drażliwe?
Poruszany temat jest dość drażliwy, bo lekarze zawsze powinni najpierw ocenić stan pacjentki, a potem podjąć decyzje co do leczenia, ale sami dobrze wiedzą, że w niektórych znikomych przypadkach badanie było przyczyną poronienia, jest bardziej niebezpieczne od usg, które może potwierdzić już sytuacje płodu od pierwszych tygodni istnienia, kiedy nie pojawiło się jeszcze bicie serca, tj. od 4 tyg. życia płodowego.
Osobiście obiło mi się o uszy to, że: „Lekarz tak mocno zbadał Teresę, aż jej poleciało...ze sto litrów krwi..” lub”.. .mówiła, że ją tak boli na dole i krew leci, a on i tak ją mocno badał tak w środku, że po badaniu bóle się nasiliły, a potem wszystko wyleciało..” Myślę, ze dla kobiet zacytowane zdania są zrozumiałe i nie budzą zgrozy, jak u mężczyzn.
Wracając do sformułowanej tezy o niebezpieczeństwie badania ginekologicznego w ciąży zagrożonej, posłużę się opowieścią Pani Jagody, pracownicy służby zdrowia z 30-letnim stażem pracy w jednym z pomorskich, dużych szpitali. Jest to opowieść całkowicie anonimowa, zasłyszana i wyciągnięta podczas jednej z podwórkowych rozmów w piaskownicy.
- A mogłoby jej nie być - zagaduje do mnie Pani Jagoda, jednocześnie patrząc z umiłowaniem na swą trzyletnią wnuczkę Wiktorię, z dumą samodzielnie wdrapującą się na huśtawkę.
- A jaka silna - kontynuuje Pani Jagoda - jaka mądra, a gdyby nie ja to wyrzuciliby ją z łona synowej.
Tym słowom kobiety trudno było mi się oprzeć i wielce zaintrygowany, posiadający wiedzę z przeżytej z żoną ciąży naszego potomka, bawiącego się autem w piaskownicy, podjąłem wątek i zagadnąłem rozmowę, która okazała się nad wyraz cenna dla mnie.
Pani Jagoda pracuje w szpitalu na rentgenie, ale zdrowie ma w miarę dobre, kiedyś to nie mówili tyle o szkodliwości promieni rentgena, jak ona zaczynała prace to nawet kobiety z brzuchami chodziły na rentgen i nie było problemów, ale wtedy też kobiety stały za ladą z wielkimi brzuchami, a na ciążę nikt nie dostawał zwolnienia, ale też i o poronieniach tyle nie słyszała. Dopiero od jakiś 10-ciu lat zaczęły te dzieciaki tak szybko wypływać z brzuchów, a ciężarne zatrzymywano w szpitalach, nawet te z płaskimi brzuchami.
Tu Pani Jagoda zamyśliła się na chwile, a potem dodała: „Tak jakieś 3 lata temu to się skończyło, kiedy zamknęli porodówkę w jednym szpitalu, to wszystkie zaczęły do nas przychodzić, z każdym ciążowym problemem, a miejsca na ginekologii nie było. Wracały z receptą do domu, miały leżeć, a potem i tak wracały następnego dnia, już na zabieg, bo i tak trzeba wyskrobać to co zostało z dzieciaka. Jak były dwa oddziały w mieści to te zagrożone trzymali w szpitalu, robili badani krwi, poziom takiego hormonu co wskazuje, czy zarodek żyje czy obumiera, a leki dawali w szpitalu razem z relanium, taką małą dawką, jak dla dzieciaków, to leżały se babki i spały a dzieciak rósł i wracały do domu, gdy minęło zagrożenie.”
Pani Jagoda bogata w te wiadomości ze świata ginekologii i patologii ciąży, choć pracowała na rentgenie na piątym piętrze, a ginekologia była na pierwszym, ostrzegała o tych zagrożeniach synową, gdy tylko dowiedziała się, że ma zostać babcią.. Coś ją już wtedy tknęło, choć synowa była okazem zdrowia i już w piątym tygodniu ciąży udała się do lekarza w celu zrobienia badania krwi i usg potwierdzającego ciąże. Pani Jagoda już wtedy była temu przeciwna i powiedziało o tym synowi, że za szybko te badania i po co, ale syn stanowczo nie kazał jej się wtrącać, więc umilkła, ale przy niedzielnym obiedzie nagadała synowej, że ma dużo leżeć i gdy tylko coś złego się stanie jechać do szpitala, ale tylko z nią! Tylko z Jagodą! Teraz szczęśliwa babcia dziękuje, że tyle nagadała młodej mamie, bo inaczej Wiktorii nie byłoby teraz na tej huśtawce.
Tragiczny dzień, a raczej wieczór nadszedł w kwietniu, przed Wielkanocą. Synowa myła okna, a wieczorem wieszała uprane firanki. Około dwudziestej zadzwonił syn, że żona mu krwawi i boli ją brzuch na dole i..mamo pomóż. Szybką decyzją w 15 minut byli już w szpitalu.
Na izbie przyjęć pusto, dyżur ma młody, ale znany Pani Jagodzie ginekolog, bo ordynator jest tylko rano, ale teściowa najpierw wkracza do gabinetu, nakazując synowej czekanie. Po jakimś czasie woła młodą i uczestniczy w badaniu, wychodzą z receptą i przykazaniami na dalsze, niebezpieczne tygodnie. Ale o czym rozmawiała dzielna babcia z ginekologiem? Błagała go, wręcz na kolanach, aby synowej nie badał, ani nawet usg, prosiła i błagała, a lekarz ze względu na znajomość wypisał receptę na duphaston, kazał brać nospe rozkurczowo i leżeć, najlepiej przez trzy dni na jednym boku, żeby zarodek się ułożył. I poskutkowało! Robili też badania na hormon ciążowy obecny w krwi i współczynnik wzrastał, więc dzieciak żył. To koniec opowieści i dzielnej Babci Jagodzie, która uratowała swą nienarodzoną wnuczkę, może i by przeżyła po badaniu, ale może i nie..
Osobiście bardzo przeżyłem zasłyszany monolog dzielnej babci, wyciągnięte wnioski dawały dużo do myślenia. Postanowiłem porozmawiać o tym z kuzynem żony, który był młodym, ale dyplomowanym już ginekologiem-położnikiem. Gdy opowiadałem mu o tym podczas spotkania przy piwie nie okazał zdziwienia po wysłuchaniu historii. Wiedział o tym, że jest to ryzykowne, ale oni, jako lekarze muszą dokonać badania i postawić diagnozę, pacjentka może odmówić, ale prawie żadna o tym nie wie i ufa lekarzowi.
Najlepiej robić badania z krwi, a ginekologiczne po 8 tygodniu. Milczałem po jego słowach, bo jedyne co przychodziło mi na myśl to zero komentarza. Kuzyn dodał jeszcze, że z badaniami jest podobnie jak z lekami w ciąży, choć niektóre mogą zaszkodzić, to czasami skutek jest ważniejszy od ryzyka.
http://www.we-dwoje.pl/poronienia;zagrazajace;a;kwestia;badania;ginekologicznego,artykul,2264.html
http://40tygodni.pl/Poronienia-zagrazajace-a-kwestia-badania-ginekologicznego,102393,2,0
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 3 z 3.
Moj drugi ginekolog prowadzący ciąże (zmieniałam około połowy) właśnie był zdania, że im mniej ingerencji, tym lepiej. Robił więcej USG. Nigdy o tym nie myślałam, ale faktycznie... seksu zakazują, a sami badają...
ja to już wiedziałam wcześniej. na pierwszym usg byłam dopiero w 13 tygodniu.