
otóż.. dziś młody spędzał dzień z moją mamą,kiedy przyjechałam po Niego to siedziała tam sąsiadka z parteru z dwoma wnuczkami.Trzymała sobie Kube,oczywiscie nie byłoby żadnego problemu,przysiadłam się do Nich.Wtedy zaczęła temat zięcia..który jak się okazało jest chory na GRUŹLICĘ! wsszyscy mieszkają w jednym mieszkaniu,ona,corka i zięć i wnuczki..Wiedzialam,ze on był w szpitalu ale cholera nie wiedzialam,ze na gruźlicę! zaczęła dodawać,że u jednej wnuczki stwierdzono gruźlicę nerek,ze się zarazila,że u drugiej cos tam też stwierdzono we krwi ale jej córa za to zdrowa jak ryba,ze ona tez zdrowa a dziewczynki wlasnie przestaly brać tabletki na to i,ze niby tez jest juz wszystko z Nimi ok a zięc już nie zaraża ale także bierze nadal tabletki..Jeszcze pocałowała małego w główkę..Od razu wziełam go do siebie,wyszłam niby przewinąć.Kuźwa no.. przeraziłam się...Skąd mam pewność czy te dzieci są na pewno wyleczone?! i skad mam pewność czy ona jest na pewno calkiem zdrowa.Te dzieci też dotykały,głaskały małego,nie wiem byc moze tez i calowaly pod moją nieobecność..Boze może jestem przewrażliwiona ale jednak martwie się tym ;c powiedzcie mi mam powody do obaw o małego? bo kuźwa jeszcze mu badania zrobie jak się nie uspokoję..
Odpowiedzi







