No i maz pojechal do Szczecina a ja zostalam. Moja promotorka przyjechala na swieta i musze udawac, ze sie ciesze z jej obecnosci. Odzwyczailam sie juz od tej rozlaki i na prawde jest mi bardzo smutno. Dodatkowo rodzina probuje mnie przekonac do pozostania w Koszalinie. Zupelnie nie wiem po co, bo nic tu ciekawego nas nie czeka. To juz nie sa lata cieplych posadek. Trzeba szukac sera (polecam ksiazke "kto zabral moj ser?"). To dodatkowo mnei rozwala. W chwili obecnej nie czuje zadnej potrzeby robienia 'kariery zawodowej'. Jesli do 30 roku zycia nic wybitnego nie zrobilam, a praca mnie nie satysfakcjonuje to trzeba zmienic kierunek. Moze nie zawod od razu, ale miejsce, otoczenie, moze charakter pracy. A w ogole to chcialabym kilka lat pobyc mama. Tak bardzo na to czekalam. Ale nie, my musimy byc pod nosem, ja mam pracowac w firmie ktorej nienawidze, maz ma robic malo ambitna prace z niepewna przyszloscia, zeby ONI mogli nam pomagac. Super podejscie, tylko w tym wszystkim nie ma ani mojego meza, ani Maluszka, nie mowiac juz o mnie.
Z lepszych newsow: maz drugi raz poczul kopniecie malego, wiec nie mial 'schiz'. Jestem dumna z ich obu.
Jako nastolatka marzylam o karierze medycznej. Potem mialam nadzieje na kariere naukowa. Jak w tym siedze to widze, ze bez znajomosci i lizania dupy nie osiagnie sie nic. Mnie to nie jara. Moze czasem trzeba odpuscic i wsluchac sie w siebie. Tak... tylko jeszcze chcialabym, zeby bliscy wspierali mnie w takich trudnych decyzjach a nie dzialali w jednym szeregu z toksycznym szefem.