Dzis sobie pozwolilam wyjatkowo na dluuugasny sen... Oczywiscie z przerwami, bo o 7.30 musialam meża do pracy wygonić (bez wychodzenia z lozka, co za luksus...). Mąż się wymienił na psa :) I tak razem z czworonogiem gnilismy do 10.50 :) Ech... uroki ciazy... :) Dziś idziemy do lekarza...W koncu!!! Juz sie nie moge doczekac i zaraz chyba jajko zniose z niecierpliwosci... :) Ide rodzince wysmazyc krokiety (wczoraj mi czasu braklo, nie bede smrodzic po nocy przeciez...) i pod dluuugi prysznic... :) Mam nadzieje, ze nic mi nie zepsuje moego dobrego humorku... :)