Mam nadzieję Kochana że jak dostałaś kopa na otrzeźwienie od Męża, tak i dostaniesz "nagrodę" w postaci Jego miłych słów, czego Ci życzę. I wytrwałości i szczęścia z "nową" "starą" JA.
Po ostatnim nie udanym miesiącu postanowiłam lekko odpuścić sobie ciążę. Nie to, żebym nie chciała zajść, ale już nie z takim ciśnieniem jak w zeszłym miesiącu. Po prostu kochamy się kiedy mamy ochotę, a nie kiedy mam płodne. Nie liczę dni, nie dotykam kalendarza, nie zastanawiam się nad tym.
Któregoś pięknego dnia mój luby wszedł za mną do łazienki gdy myłam zęby i powiedział "czy Ty jeszcze kiedyś będziesz ładna?" Nosz kur*a myślę... o cholerę mu znowu chodzi? I wtedy mnie olśniło... Stałam z rozczochranymi kudłami, krostami na gębie, zmarszczkami przy oczach, blada jak śmierć, "gruba" w rozciągniętych dresach i poplamionym t-shircie... Co się ze mną stało? Gdzie się podziałam "ja"? Zawsze ogarnięta, zawsze zrobiona, szczupła i ładna? Zginęła jakieś 5kg temu. Zaniedbałam się. Ale tak się zaniedbałam, że ciężko mi teraz spojrzeć w lustro... Zaniedbałam się, bo czułam się gruba. Bo uważałam, że skoro mam kilka kg więcej, to już nie mogę dobrze wyglądać. I nie wyglądałam.
Postanowiłam coś z tym zrobić. Od razu zakupiłam żel wybielający zęby, poszłam na solarium, zaopatrzyłam się w karnet na siłownię. Tak, ja na siłownię. W szoku byłam, ale cóż... Trzeba coś robić. Zawsze uważałam, że siłownia jest nudna, ale nic bardziej mylnego. Mąż do siłowni się przyłączył, więc jest mi raźniej. Chodzimy od poniedziałku do czwartku. Fajne jest to, że w cenie mam siłownię i fitness. Na siłowni pomaga mi mój trener personalny (czyt, mąż) a w międzyczasie śmigam na salę na fitness.
Tak rozplanowałam sobie dzień, że nie mam za dużo czasu na nic, więc nie mam też czasu na jedzenie :D Rano wstaję, szykuję syna do szkoły, zawożę jego do szkoły a męża do pracy. Wracam do domu i sprzątam. Ze sprzątaniem schodzi mi dość długo, bo w takim szybkim tempie do jakiejś 12-13 lekką ręką. Koło 13 jem śniadanie (bardzo małe, np 1 kanapka), wraca syn ze szkoły i odrabiamy lekcje. Kończymy koło 15, jem drugą kanapkę i jadę po męża do pracy. On się kąpie i jedziemy na siłownię. (młodego zawozimy po drodze do babci). Wracamy po 20 do domu i nie mam już siły na nic. Nie jem już nic bo nie mogę ręki do góry podnieść ;) Przez co chudnę. Chudnę i to dość szybko ;) Dziś na wadze było już 55,2 :D Coraz mniej co wymarzonej wagi ;) Jestem z siebie dumna :D W przyszłym tygodniu dojdzie mi jeszcze fitness o 9 rano, będzie jeszcze lepiej i jeszcze mniej czasu :D Lubię żyć w biegu ;) Ojej, jak ja to lubię...
I napewno ktoś mi napisze, że powinnam jeść. Tylko mój organizm jest taki, że jak jem 5 posiłków nawet minimalnych to tyje... Moja mama też tak ma, zawsze tak miała. Więc to dziedziczne ^^ Niestety- muszę jeść mało.
Także czuję się lepiej. Wiem, że coś robię, nie siedzę na tyłku, nie obrzeram się i nie czekam na fasolkę. Przyjdzie w odpowiednim momencie, kiedy przyjdzie na to czas. Narazie muszę zadbać o siebie, bo psychika mi siada. Znowu czuję się sobą. Odzyskałam tą cząstkę siebie, która daje mi powera i pewność siebie. Jest dobrze , a będzie tylko lepiej ;)