Poprostu uwielbiam twoj blog. Super opisujesz :* Gratulacjeee <3 Czekam na wiecej i wiecej wpisow !! :**
Przyszedł czas na opis końcóweczki mojej ciąży, która polegała na stałych nerwach i wycieczkach do szpitala.
Kilka dni po terminie porodu, mój ginekolog wystawił mi skierowanie do szpitala. Powiedział abym jak najszybciej się tam udała. Co tez uczyniłam. Okazało się, że do szpitala mnie nie przyjmą, bo przyjmują minimum 10 dni po terminie. Kazali jednak codziennie chodzić na CTG. Zrobili mi takie badanie po którym wszystko mnie bolało i dostałam krwawienia. Mimo to uparcie trzymali się wersji 10 dni po terminie. Całym sercem chciałam znaleźć się już na oddziale, bo cała sytuacja mnie bardzo męczyła. Wrzesień u nas upalny, ja 30 kilo na plusie, spuchnięta jak balon, nie mogłam się sama poruszać. Mój mąż musiał olać zupełnie robotę żeby codziennie ze mną tam się turlać. Kiedy już miałam kompletnie dość zadzwoniłam do mojego lekarza, a on polecił mi żebym poszła do innego szpitala, tam na pewno mnie przyjmą na oddział. Jednak i z tym prosto nie było. Coś mi tam po niemiecku marudzili. Zadzwoniłam jeszcze raz do mojego lekarza, a on do ordynatora na oddziale i się okazało, że jednak, to nie będzie taki wielki problem. Powiedzieli mi szczerze, że jutro mogą mnie przyjąć, bo dziś mają za dużo porodów.
Tak więc na dzień następny po raz kolejny jechałam taksówką z zapakowaną torbą. Tym razem jednak torba się przydała. Z rana przyjęli mnie na oddział i przydzielili salę. Nie mam porównania z polskimi porodówkami, ale na mojej mi się bardzo podobało, łóżka małżeńskie (wygodniejsze niż w moim domu), telewizor, balkonik i inne bajery. Zaraz po przyjęciu około południa miałam CTG, po którym zaaplikowali mi dopochwowo tableteczkę na wywołanie skurczy. Powiedzieli, że po tym na razie nie ruszy się wiele, bo tą metodą poród będzie wywoływany przez dwa albo trzy dni. Tabletkę powinnam brać co 6 godzin. My oczywiście im uwierzyliśmy i poszliśmy odpocząć do pokoju. Czułam się całkiem dobrze, więc mój mąż który miał masę do zrobienia pojechał do domu. Do mnie do sali przyszła nowa lokatorka, która rodziła razem z przyjaciółką. Od tej pory mój dobry humor się popsuł. Zaczęły się skurcze, byłam zdołowana, bo ta koleżanka tak dbała o tą drugą, masowała ją i w ogóle, a ja cholera jasna byłam sama jak palec... Myślałam, że to nie będzie miało znaczenia, a miałam kompletnego doła.....
Skurcze nasilały się. Do stopnia, w którym nie mogłam normalnie chodzić Na CTG, na którym mieli mi dać drugą tabletkę, postanowili mi jej już nie dawać. nie musiałam ich wcale rozumieć, żeby wiedzieć , że cała akcja się przyśpieszyła. Nie wiedziałam jednak, że aż tak. Skurcze były coraz silniejsze, Na CTG o 21 miałam już dosyć duże rozwarcie i chodziłam po ścianach, bo nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Po badaniu stwierdziłam, ze tylko sen może mnie uratować, bo inaczej ogłupieje. Jednak nie mogłam usnąć. Cały czas miałam wrażenie, ze chce mi się do toalety. Około północy nie wytrzymałam i poszłam na porodówkę po tabletki przeciwbólowe. Okazało się że moje rozwarcie jest już takie duże, że nie pozostało nic innego tylko rodzić. Umieścili mnie w wannie i tam czekałam aż mój mąż przyjedzie. Jak tylko przyjechał cała akcja się zatrzymała. Wysłali mnie spać, albo sobie pochodzić przez dwie godziny. Że ja chodzić nie mogłam, to próbowałam chociaż chwilkę pospać. Jak się pewnie domyślacie nie usnęłam. Leżałam w łóżku i parłam sobie powolutku.
O 5 rano poszliśmy na CTG i siedzieliśmy tam już do końca. O godzinie 7 zaczęła się cała akcja. Przy porodzie był ze mną mąż, młoda stażystka, polska położna i lekarka. Ta młoda stażystka bardzo mi pomagała. Oddychała razem ze mną, biłam ją, szczypałam, ciągnęłam za włosy. Dzięki temu mojemu mężowi się nie dostało.
po 2,5 godzinkach Lenka była już z nami. Nie będę opisywała jak wyglądał poród, bo wątpię, żeby ktokolwiek chciał o tym czytać. Dla pocieszenia dodam, że nie było tak źle. W czasie akcji porodowej zapytałam położną, kiedy wreszcie mnie znieczuli, a ona odpowiedziała, że nie ma po co mnie znieczulać, bo to już końcówka.. A zapewniam, że nie znam na świecie osoby bardziej delikatnej ode mnie.
Moja gwiazdka urodziła się 14 Sierpnia 2012 o godzinie 9:38.
Jej waga urodzeniowa - 3330 g. wzrost 53,5 cm.
Po porodzie przez dwie godziny leżałam z Lenką przy piersi i czekałam, aż mnie zszyją. Potem jeszcze kilka godzin czekałam, aż znajdzie się dla mnie miejsce w sali. O czasie w szpitalu po porodzie napiszę już jutro, bo zaraz pewnie obudzi się mój skarbek.
Dziękuję za uwagę.
Mam nadzieję, że podoba wam się to co piszę i jak piszę :D
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 4 z 4.
A przypadkiem nie chodziło Ci o KTG a nie CTG,bo szczerze nie słyszałam o czymś takim.
nelaa
Dziękuję za miłe słowa :)
han2010
W Polsce to jest KTG. W Niemczech to badanie to CTG :D.
Super:) Też bym chciała tak umieć pisać:) Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy:)