Na poczatek wczorajszy dzień, czyli dzień drugi. W sumie taki sobie, powiedziałabym że na * * * . Oczywiście znów go nie bylo większość dnia bo tu auto, tu ktoś coś chce, tu znowu auto a później drzemka.... Wrócił koło 15 i zaległ na sofie z pytaniem, co na obiad. Obiad nie gotowy to zjadł pierogi. No to on na drzemkę a ja opiekując się dziewczynami zrobić obiad. Dobrze że ogorkowa za nim chodziła jakiś czas to na szybko zupę machnęłam. I wiecie co? Do tej pory tej pierdolonej zupy nie tknął. Ale ogólnie kłótni nie było, tylko ze 2 sprzeczki więc jest ok. A no bo byłabym zapomniała. Śmieci. Kosz na papier był pełen że po pokrywę, ogólny był tak 3/4 pełen, ale że śmierdział Kariny pampersami to poprosiłam S żeby wyniósł śmieci. Wchodzi i pyta które, mówię że czarne bo śmierdzą. Ok. Wyniósł te jedne śmieci, i tyle go było bo został w garażu. A kosz bez worka a drugi że prawie się wysypujemy bo o tych drugich już nie powiedziałam. Bomba. Oczywiście worek włożyłam samą a a papierowe śmieci dalej w pełnym koszu. (Jeśli kogoś zastanawia dla czego sama tego nie zrobię, to dla tego że to jest jedyna rzecz jaką jeszcze w miarę regularnie mój hrabia robi sam z siebie).
Dzisiejszy dzień.
S stwierdził że chce iść do lekarza po zwolnienie na miesiąc, albo najlepiej na dwa. Ale nie nie, nie przejmujcie się, nic mu nie jest, nie jest chory. Ma tylko taka dolegliwość która się nazywa 'Nie chce mi się chodzić do pracy, ci ludzie mnie wkurwiają'. I tak wizyta na 10.40, czyli szybko trzeba nakarmić Karine, nakarmić Zuze (odkąd Karina zaczęła jest stałe posiłki Zuzi chce być karmiona jak dzidzia, albo w ogóle nie je), ja już zjeść nie zdążyłam, ubrać Karine, ubrać i uczesać Zuze, ubrać siebie, włożyć Karine w fotelik i do auta i wyjechaliśmy z domu na styk. A co cały ten czas robił S? Siedział przy aucie, w garażu z kolegą, przebrał się i zapalił papierosa, po czym złapią Zuzce pasy. I tak, musieliśmy wszyscy jechać do lekarza, bo S sam by się nie dogadał tak sprawnie jak ja, no a dziećmi ktoś się zajmować musi. Dostał 4 tygodnie zwolnienia (on chce jechać do Polski, a mi się odechciało) czyli tak czy inaczej go nie będzie większość czasu w domu, ale za to więcej będziemy się kłócić. Tak jest za każdym razem jak mamy wspólnie urlop, bo jest więcej czasu na zaczepki. Np on zajmuje się autami, więc mi nie pomaga a ja mam tyle samo pracy (a nawet więcej, bo on je w domu więcej więc robi częściej syf który ją muszę sprzątać), siedzi na kanapie pół dnia i szuka auta na handel, znajdzie i każe mi dzwonić, pytać i umawiać. Jeśli powiem że 'nie, bo sam potrafisz to zrobić' to słyszę wiązankę pod tytułem 'ja pierdolę, jaka ty jesteś leniwa. Cały dzień nic nie robisz, nie sprzątasz, nie gotujesz i nawet zadzwonić mi nie możesz. Ale pieniądze byś kurwa chciała'. Dzisiejszy dzień w tym momencie oceniam na * *. Ale jest dopiero południe, więc w najlepszym wypadku tak będzie przez resztę dnia, bo na to że będzie lepiej to nie liczę. Chociaż z drugiej strony jest zadowolony bo ma 4 tygodnie wolnego, z czego 3 tygodnie płatne 100% a może je jeszcze telefonicznie przedłużyć o kolejne 4 tygodnie więc kto wie, może mnie dziś zaskoczy.
P.S. Chciałabym wam jeszcze opisać inną sytuację która mnie bardzo irytuje. Jak pewnie większość z was wie, obie moje córki są alergiczkami. Okazało się że ja sama też już nie toleruje laktozy. Mam po niej takie wzdecia i bóle brzucha gorsze niż podczas miesiączki, a te również są masakryczne xD
W każdym razie muszę sobie gotować osobno, tymbardziej że staram się schudnąć (od połowy czerwca 8kg mniej, więc jestem zadowolona, nawet S zauważył że trochę schudłam). Dla dziewczyn osobno, żeby było bez alergenow, i żeby Karina też mogła zjeść. No i trzeci obiad dla S. I co mnie wkurza. Jak nie zrobię mu obiadu to pretensje bo on nie ma co po pracy zjeść. Nie ważne że lodówka i szafki pełne, bo ja zakupy robię źle, i on nie ma nic co mu smakuje. Natomiast jak zrobię mu obiad ze ma po pracy, to on wraca do domu i słyszę, nie nie jestem głodny, zjadłem w pracy kanapki. Fuck. No nic, będziesz miał jutro przed pracą i do pracy (ugotowałam od razu ma dwa dni). Ok. Na następny dzień przed pracą zje sobie pół omleta z czekoladą, drugie pół zostawi w kuchni na blacie. Weźmie ten obiad do pracy, zje pół, wróci do domu, postawi pudełko na blacie i tyle. Na trzeci dzień to co jest w pudełku już się popsuło, a to co zostało w garnku to on już nie zje bo przecież to jest stare. Więc czwartego dnia mu nic nie zrobię, bo jestem zła że i tak ciągle wrzucam, a on wraca do domu i od razu pyta co na obiad bo on jest głodny. Ja pierdolę.i od razu wiązanka, bo ja jestem taka leniwa, bo nic nie robię, nie gotuje, nie sprzątam, o jezu, bo w salonie pozbierałam zabawki i odkurzyłam, też mi wielkie posprzątałaś. Wow.
Tak. Moje życie jest do bani.
PS2. Do dziewczyn które dotarły do końca, gratuluję wytrwałości i przepraszam za wszelkie błędy ortograficzne bądź T9 ;)
Komentarze
(2017-08-22 14:00)
zgłoś nadużycie
(2017-08-22 14:45)
zgłoś nadużycie
(2017-08-22 14:58)
zgłoś nadużycie
(2017-08-22 15:16)
zgłoś nadużycie
(2017-08-22 15:21)
zgłoś nadużycie