Witam Was drogie dziewczęta. Wróciłam wczoraj z Janiką od pediatry... umawiałyśmy się na szczepienia i trzeba było małą pomierzyć i poważyć. Otóż gruba baba utyła radosne 900 gram, a urosła nie wiem ile bo zapomniałam. Pani doktor powiedziała jednak, że wszystko z nią OK (dlatego czuję się usprawiedliwiona co do tego, że nie wiem ile mierzy)... oprócz jednego małego grzdyla... ;/ Mówię tu o tzw. "pocałunku Anioła"... tudzież "uszczypnięciu bociana"... bo może spotkałyście się z tą nazwą tej dziwnej przypadłości niemowlęcej jaką jest MALFORMACJA KAPILARNA. Parę tygodni temu zauważyliśmy na skroni Jani ślad jakgdyby od zadrapania (jest wyraźny na jednym ze zdjęć- Wjuśka zauważyła). Nie miała go w chwili narodzin, ani wówczas, gdy wychodziłyśmy ze szpitala... ani w domu... jednakże pojawił się pewnego dnia i nagle, więc dlatego uznałam go za drapnięcie. A że drapnięcia u niemowląt mogą się goić dość długo bo nawet do dwóch tygodni, olałam sprawę. Która matka będzie się przejmowała? obetnie paznokietki... ucałuje w główkę i wsio. Szafa gra. Owo drapnięcie zaniepokoiło mnie jednak bardzo, gdy jakieś parę dni temu zmieniło kolor z bladoróżowego na ostry czerwony... A mnie krew zalała bo już zgadłam z jakim czortem mamy do czynienia. ;/ Janika jest nieszczęśliwą posiadaczką bardzo brydkiego naczyniaka płaskiego, zwanego inaczej malformacją kapilarną, pocałunkiem Anioła, uszczypnięciem Bociana, pierdnięciem Indyka czy też innym czymśtam, który będzie szpecił jej śliczną buzię i będzie czerwieniał rozrastając się na skroni :/ A trwać ten stan będzie prawdopodobnie jeszcze przez najbliższe dwa lata. Pediatra potwierdziła moje obawy. Głupie jest to, że z tymi naczyniakami to nigdy nic nie wiadomo. Nie wiadomo skąd się pojawiają... nie ma na nie lekarstwa (oprócz metody laserowej)... jedne znikają po tych dwóch latach inne nie... jedne rozrastają się na pół pięknej dziecięcej buzi a inne są cały czas małe... jedne czerwienią się krwiście a inne są prawie że bordowo-czarne... A ja patrzę w te Jankowe oczęta i mam nadzieję, że ten obrzydliwy grzdyl się szybciutko wchłonie... Jakby któraś mama też miała małego grzdyla to przesyłam adresy: Z góry zaznaczam, że choroba ta nie jest śmiertelna, nie swędzi i nie piecze... nie jest uciążliwa... jest jednak brzydka bo naczyniak wygląda jak podskórny jaskrawy krwiak. Ale mimo wszystko moja córka pozostaje miss wszystkich możliwie istniejących Pyz i Chełmżniczek... nawet z grzdylem.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 10 z 13.
Oj bidulka malusia :( bedzie dobrze!Janika ma sliczna buzke takze takze zaden naczyniak tego nie zmieni!
ps.dzieki za odp na temat rotowirusow! trzymajcie sie cieplutko!
Zdalam sobie sprawe jaka ja jestem zacofana i nieoczytana jesli chodzi o dzieci..
najwazniejsze ze zdalas sobie sprawe co to jest i juz wiesz duzo na ten niewdzieczny temat;/
oby to paskudztwo sie wchlonilo i nie zostawilo sladu na buzce malutkiej:*