Ciężki rok
Witam was wszystkie ponownie. Sporo udzielałam sie tu przeszło rok temu. Po porodzie jednak znikłam z 40-tki.
Zostawiłam za sobą bardzo ciężki rok.
Od wrzesnia moja córka Lena (wtedy w wieku 3,5) zaczęła chodzić do przedszkola. 9 września natomiast przyszedł na świat Leon.
Lena niemal od początku września zaczeła zaczęła chorować. Zawsze zaczynało się tak samo. Rano katar, wieczorem kaszel prowadzący niemal do duszności - wizyta na dyżurze w szpitalu. Milion wizyt lekarskich. Prywatne odwiedziny u specjalistów. 2 szafki leków. Leków które praktycznie nie pomagały. Kilka antybiotyków w przeciągu pół roku + dwa pobyty w szpitalu. Raz po uczuleniu na lek, drugi raz z powou tak silnych ataków kaszlu, że dziecko niemal traciło oddech. Nic nie pomagało. Byłam załamana, zdruzgotana i przede wszystkim zmęczona.
Szybko musiałam zrezygnować z karmienia piersią Leosia :( Nie dawałm rady poświęcić mu tyle czasu na karmieni ile potrzebował i jednocześnie pilnowac wszystkich leków, wizyt lekarskich i zajmować się chorą córką.
W styczniu 2016 lekarze, dobrzy polecani lekarze różnych specjalności rozłożyli ręce i powiedzieli że nie są w stanie pomóc mojej córce, że brała już niemal wszystko i tak naprawdę to wygląda na zdrową no tylko ten duszący kaszel... A córka gasła w oczach. przestała się bawić, uśmiechać. była wykończona bo kaszel nie dawał jej spać.
Zapytała: czy kiedykolwiek jeszcze będzie zdrowa i czy umrze. wierzycie - takie pytanie od niespełna czteroletniej dziewczynki.
i tak trafiłam do homeopaty. Lena dostała lek dopasowne po siebie. Od tego momentu zaczeło jej się poprawiać, kaszel zaczął się zmniejszać, L na początku chorowała równie często za to choroby przechodziłą lżej. Powoli zaczynała odzyskiwać swoją dziecięcą radość. Dziś jest już ok. Po wakacjach wróciła do przedszkola a w zasadzie zaczęła do niego chodzić, bo wcześnie była góra 3-5 dni w miesiacu. Nie choruje. A my zaczęliśmy żyć na nowo.
Pozdrawiam wszystkich i życze wam zdrowia bo ona jest naważniejsze.