Jestem szczęśliwą mamą 6 tygodniowego Rafałka. Dawno tu nie zaglądałam i się stęskniłam za tą stroną. Pojawienie się małego dzieciaczka rzeczywiście stawia wszystko do góry nogami, ale teraz nie wyobrażam sobie jak życie wyglądało bez niego... Teraz jak o nim myślę leci mi z piersi pokarm (teściowa wzięła go na spacer, a jak go nie ma obok mnie, mleko mi leci). Nawet po całej nieprzespanej nocy, gdy się zobaczy uśmiech dziecka, wraca dobry humor. Mój malutki jest bardzo grzeczny i cierpliwy, nawet, jak go boli brzuszek to nie płacze, tylko sobie stęka i jęczy, aż się szkoda go robi. Jest na prawdę słodziutki, zaczyna już sobie gaworzyć i uśmiechać się. W dzień często sobie śpi, więc mam czas na zrobienie obiadu, czy inne domowe obowiązki. Poza tym piętro niżej mieszka teściowa, do której mogę Niunia zanieść, kiedy tylko chcę. Zaznaczam, że teściowa się nie narzuca z pomocą, nie nachodzi. Powiedziała, że jak będę coś chciała, to mam ją zawołać, ona nie będzie mnie nachodzić. Schudłam już 15 kg, zostały jeszcze ze 3 kg w tyłku, no i mały brzuch nad raną po cięciu, ale zamówiłam już pas poporodowy i mam nadzieję, żę problem zniknie. Poza tym ćwiczę codziennie już od 2 tyg po operacji, ponieważ czułam się bardzo dobrze, rana się super goiła i położna powiedziała, że mogę. Dała mi z resztą zestaw ćwiczeń dla kobiet po cesarce, które w miarę możliwości wykonuję codziennie. Po cesarce wstałam już tego samego dnia wieczorem, bo miałam znieczulenie ogólne, a nie w kręgosłup. I możecie mi wierzyć, albo nie, ale ból czułam tylko jak mnie przywieźli ze stołu operacyjnego, a potem nic. Czuję się świetnie, jak bym w ogóle nie miała operacji!!! Rana się zagoiła, mam tylko trochę wrażliwą skórę na brzuchu nad raną. Po porodzie mąż wziął sobie 2 tygodnie urlopu, które spędziliśmy tylko we trójkę. Rodzina wcale nas nie odwiedzała, mimo że mieszka bardzo blisko. I te chwile oswojenia się z nową sytuacją były na prawdę bardzo ważne i cieszę się, że spędziliśmy je tylko we trójkę. Przeżyłam też niezłą przeprawę, jeśli chodzi o karmienie piersią. Na początku nie miałam wcale pokarmu i mały dostał w szpitalu butelkę. Jak posmakował mleczko z butelki, nie chciał ssać piersi. Do tego dochodził problem wklęsłych brodawek, nie miał za co złapać... Pokarm pojawił się, jak już byłam w domu i zaczęłam odciągać laktatorem i dawać małemu w butelce. Potem odwiedziła mnie położna i nauczyła przystawiać małego do piersi, żeby ssał przez nakładki. Wreszcie po 4 tygodniach udało mi się przystawić go do piersi bez nakładek. Teraz nie mogę go oderwać od cycka. Nakładki wyciągnęły mi brodawki i nie mam już problemu. A tyle stresu się najadłam, bo na początku mały dostawał histerii, jak go brałam do piersi. Miałam całkowicie przejść na butelkę, gdyby nie położna... Żyję na pełnych obrotach i mam tyle energii mimo niedospania, że aż sama się dziwię.... Oczywiście zdarzają się chwile załamania, jak to każdej kobiecie w połogu, ale przeważa SŁOŃCE!! Każdej kobiecie życzę takiego samopoczucia i takiego wkroczenia na nową drogę życia z dzieciaczkiem....
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 4 z 4.
Naprawdę aż miło poczytać....
"NIUNIEK"śliczny....
Ps.Kupiłam identyczną pościel dla swojej Poli :]
POzdrawiam gorąco :]