Super ;) gratuluję. Przypomniało mi się wszystko jak to ja rodziłam a już mała skończyła 3 miesiące , jeju :D
A zaczęło się całkiem banalnie. Nadszedł dzień termin porodu wg. OM, więc zgodnie z zaleceniem lekarza pojechaliśmy z mężem na Izbę Przyjęć szpitala, w którym miałam rodzić. Wyjazd odbył się na pełnym luzie, nawet torby żeśmy nie zabrali, bo po co? Przebadają mnie, stwierdzą, że to jeszcze nie teraz i każą wrócić do domu.
Po około 3,5 godzinach czekania w końcu zostałam zaproszona do gabinetu w celu badań. Po dłuższej chwili nastąpił szok - jestem przyjęta na oddział Patologii Ciąży, bo coś im się nie spodobało w biciu serducha Malutkiej. Cóż.. Szybki telefon po moich rodziców, coby torbę przywieźli, zaprowadzenie przez personel do sali szpitalnej... Czyli wszystko zupełnie nie tak jak być miało.
Noc na oddziale była ciężka. Spałam może ze 3 godziny. Rano obchód, badania i inne bajery, a ja marzyłam tylko o tym by wyjść do domu. Nikt mi nic nie mówił, nie wiedziałam co dalej planują, aż do momentu, kiedy zaczepiona lekarka wspomniała coś o próbie indukcji porodu dnia następnego. Yhy, fajnie wiedzieć...
Następna noc. Godzina w okolicach drugiej. Zostaję obudzona przez przeraźliwy krzyk z porodówki. Kobieta wrzeszczy jakby ją ze skóry obdzierali. Myślę sobie "rany, ja już nie chcę rodzić, w ogóle wycofuję się z tego wszystkiego i wracam do domu", a tu... skurcz. Cholera, a może jednak nie skurcz? Mija kilka minut... Znowu. Hmm... Co to może być? Zaczynam odliczać czas. Między jednym bólem, a drugim mija około 8 minut. Upływają 2 godziny. Dzwonię do lubego, mówię mu co i jak. On zdezorientowany, ja zdezorientowana. Kurde, a jeśli to już, teraz, zaraz? Lekarze latają po oddziale, bo kobieta rodzi, jeden wielki chaos... W końcu jakaś lekarka zlitowała się nade mną, zrobiła badanie... 3 cm rozwarcia. Potem KTG, które nie wykryło żadnych skurczy. Każą iść pod prysznic, anuż przejdzie? Nie przeszło. Znowu badanie. Dalej 3 cm rozwarcia. Ok, zabieramy się na porodówkę. Mąż powiadomiony, za godzinę być powinien w szpitalu. Robią kolejne KTG, podłączają pod kroplówkę... Około godziny 8:00 małżonek w gotowości. Chodzę sobie z kroplówką, piszę sms-y i staram się nie panikować - w końcu jestem w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Wchodzę do wanny. O rany, jaka ulga... Ale zaraz trzeba wychodzić. Ślusarz przyszedł, bo coś przy wannie odpadać zaczęło. Chwilowo robimy przenosiny na inną salę. Chodzę, głaszczę się po brzuchu, spokojnie oddycham, luby ukaja ból masażami. Dobra, wracamy do rodzinnej. Bóle coraz ostrzejsze, ale daję radę. Próbuję wyczuć swój próg wytrzymałości. Dobra, nie dam rady... Proszę o znieczulenie. Mówią, że najpierw muszą mnie zbadać. Leżenie było najgorszym, co mogło mnie spotkać w trakcie tych obrzydliwych skurczy, lecz cóż poradzić... "Nie damy Pani znieczulenia". Ale jak to? Dlaczego? Rany, ja nie wytrzymam no! "Ma Pani 9 cm rozwarcia, za późno na znieczulenie". I w tym momencie przelała się czara goryczy. Krzyczę, wrzeszczę "Ja chcę znieczulenie! Macie mi je dać, błagam!". Tłumaczą, gadają - nie dociera, że już nie zdąży zadziałać, że nie ma sensu... W pewnym momencie zaczynam czuć odruch parcia. Tak więc próbuję. Drę swoją niepiękną mordkę, bo boli. Wody odeszły. Późno, ale zawsze. Lekarz mówi bym zachowywała się jak przy robieniu kupy. Faktycznie, taka potrzeba mi towarzyszyła. Słucham dobrej rady i prę - cały czas drąc buzię, bo boli. "Niech Pani tak nie krzyczy, bo dziecko będzie głuche". Dzięki wielkie, ale nie skorzystam. Boli, więc... No wiadomo. Lekarz mówi coś o wychodzącej główce, kilka minut i... Jest! Moja mała, słodziutka, malutka! :) Kładą mi ją na brzuchu, ona krzyczy, głośno, wije się we wszystkie strony świata! :) Już teraz nic innego nie jest ważne - tylko my, nasza trójca. :)
Wiktoria dostała pełne 10 punktów w skali Apgar. Położna pomogła przystawić mi ją do piersi, a następnie zabrali ją na mycie, ubieranie... Ja w międzyczasie zostałam oporządzona i zawieziona na salę poporodową. Obolała, ale szczęśliwa mogłam wreszcie rozpocząć trudy macierzyństwa. :)
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 4 z 4.
Ehh też chce juz byc po...Gratki dla Was dziewczyny:)
uwielbiam czytac takie wpisy o porodzie :D ja jestem dopiero na poczatku drogi.. ale juz mi sie ryczec chce jak ma mnie bolec przy porodzie :P i tak czytam czytam i sie pocieszam, ze kurcze..moze nie bedzie tak zle.. :P u Ciebie to brzmi tak calkiem calkiem okej.. mhmm prosze nie odbieraj mi nadzieji i nie pisz, ze "najgorszy bol swiata" :D :P
Też się bałam. ;) Kiedy słyszałam opisy w rodzaju "myślałam, że umrę" to aż drżałam na myśl o porodzie. Jak przyszło co do czego to naprawdę nie było źle. :) U każdej kobiety jest inaczej, więc nie ma co negatywnie się nastawiać. :) A boli, bo taka fizjologia... Urodziłam córeczkę 2 miesiące temu i już nawet nie pamiętam siły tego bólu, także nie mogło być aż tak źle. :) Głowa do góry, myśl przede wszystkim o swoim maleństwie, które za parę miesięcy będziesz tulić. :)