HEj, bardzo zaciekawił mnie Twój wpis. Zupełnie zgodzę się z tym, że karmienie nie odchudza (no, dobra, przynajmniej nie w moim przypadku). Na wagę nie narzekam, bo juz 2 tyg po porodzie ważyłam 4kg na plusie, jak TY. Nie mam wagi, zeby porownac, co się stalo po 3 mscach. (teraz jestem prawie 4 miechy po porodzie), ale czuję po spodniach, ze to nie jest jeszcze to, do czego dążę. Nie objadam się, ale owszem, byl taki etap, ze czesto podjadałam chałkę, drozdzowki jako drugie sniadanie i to był błąd. Od 2 tyg ćwiczę "Skalpel" Chodakowskiej i cieszę sie niezmiernie, ze jakos intuicyjnie powiedzialam sobie, ze będę robiła to z umiarem, skoro karmię piersią. I rzeczywiscie tak robi, ze np. robię 20 min i przerwa lub kolejne 20 na inny dzien. Całości treningu nie będę wykonywać dopoki karmię. Bardzo sie męczę przy tym. Skupiam się głownie na nogach, posladkach, ramionach, a brzuch sobie troszkę odpuszczam, bo te cwiczenia sprawiają, ze boli mnie podbrzusze (czuję wtedy miesień macicy)...także, duża w tym racja, ze nalezy robić to z umiarem. Powoli do celu:) i mądrze się odzywiac. Ja od rana piję swieze soki warzywne z sokowirówki i staram się jesc racjonalnie
Mam chwileczkę dosłownie, więc postanowiłam coś napisać.
Mianowicie chodzi o karmienie piersią.
Jako, że jestem jego zagorzałą zwolenniczką, powiedziałam sobie, że za wszelką cenę karmić będę- jeśli się uda to rok, jeśli nie- mam nadzieję, że przynajmniej pół roku będę produkować pokarm dla dziecka.
No i produkuję... Tak produkuję, że już miałam 2 zastoje z gorączką, z których drugi był już na tyle poważny, że skończył się antybiotykiem ( paracetamol nawet nie zbił o 1 kreseczkę temperatury przez kilka dni). Nie sądziłam, że można nie wiadomo z czego nabawić się gorączki ponad 40 stopni i jeszcze nie móc się jej pozbyć ;/
Jak do tej pory, karmienie było w porządku. Mogłam przespać 5-7 h, żadnych problemów z zastojami nie było. Pojawiły się dopiero, gdy zaczęłam ćwiczyć.
UWAGA: kobieta karmiąca powinna unikać ćwiczeń klatki piersiowej, barków i ramion z obciążeniem. A to dlatego, że mogą ( i powodują) zastoje w kanalikach mlecznych, co może prowadzić właśnie do stanu, w którym ja się znalazłam.
Teraz wyjaśnienie dlaczego, skąd i jak mgr rehabilitacji mógł popełnić taki błąd...
Tak więc skorzystałam z jej bogatego i szczegółowego planu ćwiczeń.
Ogólnie, miałam wątpliwości co do tych zestawów- począwszy od ciąży poprzez połóg, ale stwierdziłam, że skoro ona jest takim "guru", to powinnam podkulić ogon, schować swoje teorie i ćwiczyć.
No i zaczęłam. Moje wątpliwości budził fakt, że było sporo ćwiczeń w podporach, ale i pompki! Tak, 2 x 10 pompek podczas sesji. Niestety, już to wystarczy, żeby zapchać kanalik, no i po tygodniu zapchało, w drugim to już w ogóle była jazda bez trzymanki, pierś różowa, twarda, bolesna i nie chciało schodzić. Tak więc skończyło się u lekarza, na izbie przyjęć i w końcu konsultacją z laktacyjną.
Oczywiście były okłady z kapusty, ale oprócz smrodu, który ona wydziela, efektów nie było żadnych, więc po 5 dniach przestałam się w to bawić. Zastanawia mnie, dlaczego inni tak się tym zachwycają, a mnie nie pomogły?
Robiłam je zachowując zasady: tłuczone, schłodzone liście po karmieniu na godzinę- bo moje dziecko w tym czasie wsuwało właśnie cyca co godzinę- pokarm był słabszy, dało się to zauważyć podczas nocnego ściągania laktatorem. Dziecko się nie najadało, ale ważne, że jadło i chciało, bo ostatecznie po wypracowaniu ułożenia spod pachy, które notabene- wcześniej mi w ogóle nie szło i z niego nie korzystałam, pokarm z części zapalnej został pięknie ściągnięty. Poczułam ogromną ulgę. Tak więc dziecko + antybiotyk zdziałały cuda.
Tyle na temat stanu zapalnego i ćwiczeń w połogu- najlepiej nie ćwiczyć nic, prócz wciągania brzucha i ściągania łopatek oraz rozciągania nóg wieczorem.
Kwestia karmienia piersią i chudnięcia :)
To moje ulubione zagadnienie ostatnio. Nie raz słyszałam: "jak będziesz karmić, to dziecko wszystko w Ciebie wyssie. Będziesz chudsza niż przed ciążą". Moja mama mówiła, że 20 kg ciążowych straciła z nawiązką już w 3 mce po porodzie i tak było z każdą jedną ciążą, ale nie zawsze karmiła dłużej, niż pół roku- czasem 2 a czasem 3 mce, bo traciła pokarm, tylko ze mną, jako pierworodną, trwało to ponad pół roku.
Okazuje się, że mając już jedno, dwoje dzieci, musiała podejmować wysiłek fizyczny, który powodował w niedługim czasie zahamowanie laktacji- to jeszcze jeden powód, dla którego nie powinno się zbyt intensywnie ćwiczyć, jeśli chce się karmić.
Ale moja mama urodziła 4 dzieci przed 27 rokiem życia w latach 80tych, mieszkała na wsi, gdzie nie było łazienki, tylko studnia z wodą, wiadra i miski ( pralkę na szczęście mieli), no i trzeba było dźwigać non stop, żeby te dzieci codziennie umyć, etc.
Ja skończę w tym roku 33 lata. Moje pierwsze dziecko, nie wiem, czy jedyne, ale na razie jedno. Lata treningów i świadome odżywianie, nietolerancja glukozy w III trym. uchroniły mnie przed 20 kg na plusie, ale co z tego.
Do porodu szłam z wagą 10,5 kg wyższą, niż przed ciążą. Po porodzie zgubiłam 6,5 kg, czyli zostały 4 do zgubienia- bajka prawda? Miesiąc, dwa i powinnam być jak przed ciążą.
No i tu zaczęły się schody.
Karmię już miesiąc i przytyłam kilogram. Ważę 70,5 kg / 172 cm wzrostu.
Nie powiem, że nie wiem dlaczego i że wzięło się to z powietrza. Na początku, jak wróciłam ze szpitala tydzień po porodzie, jadłam przez 3 dni jak opętana, kazałam mężowi kupić drożdżówki i pochłonęłam 3 za jednym posiedzeniem. Nie mogłam się niczym najeść. Ale po tym czasie apetyt spadł.
No i zaczęło się znów racjonalnie, bez takich ekscesów. Jednak co kilka dni znów miałam taki napad apetytu, że zjadałam 2500-3000 kcal ( tak, ja z tych, co liczą i kontrolują, mam specjalny program, więc bez problemu zlicza mi to, co zjadłam). Od tygodnia chodzę już z małą na spacery- robimy min. 2,5 km - 4 km dziennie. Wczoraj było tak wietrznie, że "spacer" odbył się w domku- czyli ubranie jak na zewnątrz, otwarte drzwi balkonowe i godzina posiadówki w domku w takich warunkach ;).
Wracając do tematu, przez te napadowe dni uzbierał się kilogram :] Niby porażka... Ale nie poddaję się i walczę, aby nie tyć, ale z kilogram miesięcznie schudnąć. Jak widać jest to ciężka sprawa i temat bardzo kontrowersyjny.
Czytałam wiele wypowiedzi na forum i okazuje się, że sama ciąża to pestka. Najgorzej z wagą jest po porodzie- hormony znów się reorganizują, jest dużo prolaktyny, zdarza się poporodowa niedoczynność tarczycy, no i z tym wiążą się problemy ze zrzuceniem tych kilku, a czasmi i kilkunastu kilogramów.
Wiele kobiet pozbywa się tego po zakończeniu karmienia, niektóre wcale.
Są też szczęściary, którym waga leci na łeb na szyję podczas karmienia, ale nie obżerają się na umór to na pewno. Niektóre piszą komentarze w taki sposób, iż w moim przekonaniu są to wielkie "ściemy".
Tak więc temat jest trudny. Trudniejszy, niż mi się wydawało wcześniej. Teraz już wiem, że to nie ciążowe kilogramy stanowią problem, ale laktacja i ryzyko przybrania kolejnych do kolekcji. Z drugiej strony lęk przed utratą pokarmu nie pozwala na dietę redukcyjną.
Walczę i staram się. Ważę się co tydzień w poniedziałki rano. Niestety, dziś waga nadal pokazuje 70,5 kg. Zobaczymy, co będzie za tydzień.
P.S. jutro mija 6 tyg. od porodu, tak więc koniec połogu. Brzuch ćwiczę od tygodnia, używam pasa na kilkanaście minut, od wczoraj podczas posiłków ;)
Za tydzień skrobnę jak kilogramy.
Najważniejsze, że moja Pysia cała, zdrowa i tłuściutka ;D
A mógł- zwyczajnie dałam się wkręcić "doświadczonej trenerce fitness", dla której nie ma wymówek ( dla mnie zresztą również, ale są pewne stany fizjologiczne czy niedyspozycji, gdzie wysiłek fizyczny powinien być odpowiednio dawkowany i zmodyfikowany).