Poprostu on nie traktuje tego jako problemu, co to za wielkie halo,ze sobie zapali po robocie dla relaksu. Tylko nie widzi, ze cala ta nerwowosc jego, bezsensowne krzyki i to ze jemu samemu jest ciagle z czym zle, to wina palenia. Wg niego, palenie go wlasnie relaksuje. To nie jest tak,ze jest zle non stop, jest pol na pol bym powiedziala. Jak jest dobrze, to naprawde czuje sie dobrze, bo przychodzi, mowi,ze kocha, ze dzieckokocha nad zycie, ze jest szczesliwy,ze nas ma. Idziemy na spacer, bierzemy dziecko psa i gadamy sobie jak normalna rodzina. A za pare dni zaczyna sie nerwowka, bo jakis rachunek, bo kasy nie ma, bo problemy w robocie i juz nie wytrzymuje i jest nerwowy, wybucha na wszystko o byle pierdole, drze sie przy dziecku. Jak jest dobrze, to jestem szczesliwa. Powiedzialam mu,ze ma czas do konca maja,zeby z tym skonczyc,albo odwoluje slub, a rodzinie powiem prawde. Powiedzialam,ze ma wybor, albo jaranie albo my. Zdziwil sie troche, probowal oczywiscie w zart to przekrecic, jak zwykle z reszta. Tylko co ja zrobie, odwolam slub i gdzie pojde z malym? Przeciez mialam studia zaczac...