mamucik- powiem Ci tak...walczyłam kupe lat z odwrotnym problemem. Jadłam, ale nie tyłam wyglądałam jak trup...zresztą takie miałam przezwisko... Jak się okazało miałam poważne problemy z metabolizmem i mój organizm prawie wszystko wydalał zamiast niektóre produkty wykorzystać, przerobić na energię itd. Byłam pośmiewiskiem. Jasna karnacja, wystające z każdej strony kości, wory i sińce pod oczami.Wieszak, truposzczak, anorektyczka, tyczka... ludzie robili ze mną co chcieli, a jakież mieli pomysły i diagnozy ! głowa mała. Zamknęłam się w sobie i w książkach, oddałam się nauce i...zainteresowałam się psychologią i psychiatryką. Tak hobbystycznie. Wpadła moje ręce książka ( nie mam pojęcia kto był jej autorem bo była kiepsko skserowana) o psychologii społecznej. I te podrozdizały typu : pewność siebie, wysoka samooocena, stabilność psychlogiczna- taaa łatwo mówić, trudniej zrobić. Zaczęłam czytać i choć nie potrafiłam wcielić w życie nic z tamtych pustych jak mi się wydawało rad, tak samoistnie zaczęłam inaczej pdchodzić do świata. Zaczęłam walczyć, nie tyle z chorobą ( tu medycyna robiła co w jej mocy ale szło to bardzo powoli) co z reakcją ludzi. Nie, nie olewałam, nie da się. Dumnie podniesiona głowa, uśmiech na twarzy, cięte riposty i poczułam się silniejsza. Zaczęłam sobie tłumaczyć, że taka jestem, zaczełam się akceptować zaczęłam żyć. Zaczęłam chodzić na sesje zdjęciowe i wieszać zdjęcia w swoim pokoju w antyramach.
Ja byłam chora, fakt. Ale Twoje dodatkowe kg to teraz największy skarb! Podejrzewam, że z ubraniami to każda z nas zaczyna mieć poważne problemy, więc spokojnie, myśl o tym jak ważna jesteś dla swojego szkraba :) On Kocha każdy Twój kg :*