Tak jak pisałam ostatnio postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i już dłużej nie czekać. Na pierwszą wizytę do dr S czekałam krótko. Gdy nadszedł dzień wizyty razem z mężem pojechaliśmy do kliniki. Gdy siedzieliśmy pod gabinetem otaczało nas kilka par do dziś pamiętam że siedziała tam też kobieta z wyraźnym dużym brzuszkiem i z zazdrością patrzyłam jak go głoasze dotyka a jej partner uśmiecha się do niej i mówi jej coś na ucho. Czasami takie drobne szczegóły bardzo zachowują się w pamięci. Do gabinetu wchodziłam i tak się trzęsłam ze stresu jakbym co najmniej na maturę szła. Dr przeprowadził z nami wywiad zerknął na wyniki męża wypisał długą listę badań z krwi i skierowanie na HSG czyli badanie drożności jajowodów no i kazał się zgłosić na wizytę z kompletem wyników. Jako że są to badania hormonalne to trzeba je robić w określonym dniu cyklu. Z jednej strony czekałam z niecierpliwością na okres a z drugiej jak co miesiąc miałam nadzieję że może jednak się uda...Nadzieja jak zwykle matka głupich ale nic już byłam do tego przyzwyczajona. 3 dnia cyklu zrobiłam całą stertę badań i od razu umówiłam się na HSG które miałam tydzień później. Samo badanie masakra chyba wtedy po raz pierwszy coś mnie tak bardzo bolało. Nie było ono w narkozie ale w znieczuleniu pamiętam jak przez mgłę jak zwijałam się z bólu w fotelu a dr cos mówił do pielęgniarki że jeszcze spróbuje. Dawali mi dodatkową porcję znieczulenia ale to nic nie dało...Pamiętam jak mnie pielęgnniarka wywiozła z sali jak mi było niedobrze...pamiętam jak wymiotowałam...jak nie chcieli mnie wypuścić. Ale moje myśli krążyły tylko wokół jednego zrobię wszystko żeby tylko mieć dziecko.
Kiedy w końcu mnie wypuścili po moich zapewnieniach że nic mi już nie jest i chcę wracać do domu mój mąż który czekał pod drzwiami aż się przestraszył jak mnie zobaczył byłam blada jak ściana i czułam się okropnie. Następnego dnia miałam zgłosić się po wynik...