heh mam tak samo z tesciowa teksty typu 'a on jadl? ' albo 'a nie ma siku?' zaraz jak tylko przyjedziemy to norma... a przeciez kazda matka wie ze przed wyjazdem gdziekolwiek dziecko nalezy przewinac i nakarmic... wiec ja do tesciow staram sie jezdzic bardzo rzadko, ale to i tak nic nie dalo bo nauczyla malego by go nosic :(
na weekendzie postanowilismy pojechac do tesciow za miasto aby malenstwo moglo troszke powdychac swiezego powietrza. ogolnie wizyta byla by fajna gdyby nie zachowanie tesciowej w stosunku do dziecka. ona poprostu oszalala na punkcie wnusi, i powiem ze to jej szalenstwo nie jest zbyt zdrowe a raczej to jest juz chore. juz pisze o co chodzi.
moze i jetem uczulona na tesciowa ale jesli tylko mila kweknie lub placze to tesciowa chce ja ode mnie wziasc i trzymac na rekach.
wrocilismy ze spacerku i pech chcial ze mala byla glodna ja przyszlismy do domu wiec maz zaczal przygotowywac sztuczne mleczko a dziecko jak to dziecko zaczelo plakac. oczywiscie zaraz zjawila sie tesciowa w drzwiach i mowi ze wezmie dziecko na rece ja jej odpowiadam ze to nie ma sensu bo mala jest glodna i to nie pomoze. wiec ta dalej stoi nademna a mnie szlag trafia bo nie lubie takich sytuacji. moj lukasz tez sie wkurza bo tesciowa gledzi ze ja serce boli jak tak dziecko placze a my jej mowimy ze mamy tak samo.
ok dostala mloda butle i zjadla. oczywiscie podczas jedzenia tesciowa stala nademna jak ten kat :)
po jedzeniu malej weszla jakas dziwna faza placzu wiec chcialam ja uspokoic a tesciowa stanowczym glosem powiedziala ze ja weznie i sie nia zajmnie. ja sie delikatnie mowiac wkurzylam i powiedzialam ze niech sobie ja wezmie tylko jak ma ja brac na rece to nie w kocu(bo ja polozylam na kocyku zeby mogla sobie ja wziasc).
no ale po co sluchac synowej jak ona wie lepiej co ma robic.
wyszlam z pokoju i w duchu mowilam do siebie ze juz wiecej z dzieckiem nie przyjade do nich (to co pisze to i tak jest bardzo wielki skrot calej sytuacji).
po 15 min powiedzialam do meza ze jedziemy do domu, bo widzialam na meza twazy ze taz jest wkurzony na maxa bo tlumaczy swojej matce zeby nie robila tego czy tamtego i powiem ze to w jaki on do niej mowil nie bylo delikatne.
ogolnie powiem tak czulam sie jak bym byla wyrodna matka i i ze sobie nie radze.
po powrocie do domu porozmawialismy z mezem i doszlismy do wniosku ze jesli tescie chca zobaczyc dziecko to niech przyjada na nasz teren bo ona czuje sie bardziej pewna u siebie.
o jejku jak sobie tylko pomusle o tym dniu to mi sie cisnienie podnosi.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 9 z 9.
dobrze, ze Twój Łukasz miał podobne odczucia i oboje byliście w tym jednomyślni.
eh.. świetnie Cię rozumiem. ja miałam podobnie z moja babcią. jak Marcin płakał, to ta mówiła, zebym jej go dała. raz nie reagowałam, raz nie wytrzymałam i go dałam, i wyszłam wkurwiona z pokoju, czując się jak niewydolna matka, i stwierdzałam z chorą satysfakcją, że u niej wcale się nie uspokajał. wiem, złośliwa byłam. ale za którymś razem nie wytrzymałam i powiedziałam jej:
- a po co mam ci go dać?
- no bo ja nie mogę stać i słuchać jak on płacze... (se myślę, aha, a mnie bawi jego płacz?) więc mówię:
- no ja tym bardziej nie mogę tego słuchać, bo jestem JEGO MAMĄ, dlatego JA chcę mieć go na rękach, bo to MOJE dziecko.
od tamtej pory mam spokój.
To witaj w gronie tylko ja mam to ze strony mojej matki:wszystko wie lepiej-jeden plus widzę ją raz lub dwa razy w roku.
Ja też z przerażeniem myślę o wizytach u teściów... Z tym, że teściowa jest ok, za to teść szkoda gadać. Podobnie jak u @xgabix wszystko chciałby dać Adasiowi do jedzenia. Kiedyś jak Adaś miał ok 5 miesięcy dał mu do polizania łyżke po kapuśniaku, który akurat jadł... Mój P zrobił mu awanturę ale to nic nie daje :(. Już mi zapowiedział, że da mu kości z kurczaka do gryzienia... Oczywiście się sprzeciwiłam... Już mam dosyć i podobnie ja Ty przystaniemy do nich chodzić, może to da mu do myślenia.
u nas identycznie ;/
Nom...powiem ci ze ja mam fajną teściową, bardzo ją cenię - jest fajna babka i wogóle. Ale ogólnie zwariowala na punkcie wnuka...ma juz 2 wnucząt i tez lata nad nimi i nieba im uchyla jak to sie mówi ale jak widzi Szymka to normalnie wydziera mi go z rak, nosi, buja...moje dziecko chce raczkowac i samodzielnie się jakos poruszac ale nie bo po co ??? Poza tym mega wkurza mnie to mizianie sie jeśli chodzi o mówienie do dziecka - Zamiast Szymek mówie do niego Simusiu...misiasiu...malusiuniusi...klusiećka meleńka...ja p...ole normalnie mnie zalewa ;////
Moja mama np. ma inne spojrzenie na moje wychowywanie dziecka i wie na co moze sobie pozwolic a na co nie chociaz bardzo jej ufam (bo jest taka jak ja) i w sumie tylko z nia szymek zostaje jesli musze go zostawic na jakas chwile.Tesciowa jest ok i krzywdy by mu nie zrobila to wiem bo kocha go nad zycie ale wiem tez ze czasami ciezko jej jest zaakceptowac jakies moje metody.Np.jak szymek sie urodzil i byla u nas 3 tygodnie moja mama w Irlandii a potem przyleciala tesciowa wlasnie. I ja od poczatku nie uczylam go noszenia na rekach, bujania przy zasypianiiu bo wiedzialam ze bede z nim sama caly dzien od 6-19 i nie moglam sobie na to pozwolic bo nie pozostało by mi czasu na zrobienie czegokolwiek w domu gdybym miala tylko bujac dziecko albo je nosic caly czas...Wiecie o co chodzi. Nie to zebym byla jakas wyrodna,kocham go calym sercem i jest moim skarbem. A tesciowa przy kazdym jego piśnięciu czy kwileniu wpadala jak burza i maly czasami nie zdarzyl sie obudzic a ona go wyrywala z łóżeczka zeby go wziąć bo myslala ze mu sie jakas wielka krzywda dzieje. To samo z ubieraniem Szymka. Sytuacja niedawno - bylo bardzo cieplo,siedzimy w cieniu,maly wysmarowany kremem z filtrem w pampersiku bawi się i td a tesciowa mówi zebym go ubrala bo chyba mu zimno...ja w staniku - dzieciaki na golasa a ja mu mialam dresy zakladac no myslalam ze padne...Nie zakladam mu czapki jak jest cieplo i tym bardziej bez wiatru to ona mu rękami uszy trzymala zeby mu nie zawialo...czasami mi ręce opadają...ale się rozpisalam....sory ale musialam to z siebie wyrzucic...a tak wogóle to ona fajna jest ale totalnie NADOPIEKUŃCZA I NIE POTRAFI USZANOWAC MOICH METOD ;////
Wkurza mnie jak dziecko płacze a inni chcą je na siłę uspokajać bo "wiedzą lepiej jak" niż matka, no az mnie nosi :/
Moja teściowa pisz wymaluj.
Robiła dosłownie to co Twoja, ślęczała nade mną przy każdej okazji.
Przyjechaliśmy do nich w środku nocy, wyciągła śpiąca mała (5 tyg) z fotelika, zaczęła ją łapać za policzki "jaka słodziunka - rzygac sie chce)
W rezultacie mała sie przebudziła, zaczeła płakać wyrwana ze snu. Wziełam ja a ona mi ja wyrywa BO ONA JA USPOKOI. Mówie że jest noc i jutro jest dużo czasu z nią go spedzicie a ona nie bo ona sie nia zajmie. Serce mnie bolało bo mała strasznie płakała a ona w swoim pokoju nie wiadomo co z nia robiła, maz poszedl po mała i przyszedł orszak, maz dał mi małą (byłam w samych majtkach i podkoszulce bo juz lezelismy na lozku) a tesciowa stała koło mnie i patrzała jak małą uspokajam.
stała i w dupie miała jak ja sie czuje, czy jestem w majtkach czy bez, tak samo stala nade mna jak karmilam mała, jak kąpałam.
powiedzialam jej swoje i troche chyba dało jej do myslenia bo przestala byc taka natretna...
ale mogłabym dużo wymieniac... zawsze wie swoje i chce mi to za wszelka cene udowodnic, niestety to ja wiem lepiej bo znam swoje dziecko...
roznosi mnie ta babka i tyle ;/ dobrze że daleko mieszka.
mama tez na poczatku dawała mi jakies smieszne super rady ale podziękowałam bo to ja chce wychowac moje dziecko a jak naprawde bede potrzebować pomocy to sie zgłosze.
NIE MA CZYM SIE PRZEJMOWAC.......