Codziennie ten sam schemat. Wstajemy, ogarniamy na szybko co jest do ogarnięcia, zbieramy Zuzę, zawozimy ją do jednej lub drugiej babci i jedziemy do Hani. Półtorej godziny w jedną stronę, odwiedziny są od 13, więc spędzamy z nią dwie-trzy godziny i musimy wracać do domu i do Zuzi. Wieczorem staramy się też poświęcić jej trochę czasu, ale o 20-21 mała już śpi i my sami jesteśmy padnięci, kładziemy się z myślą, że jutro czeka nas to samo. Nie wiadomo ile to jeszcze potrwa, na razie jest dobrze, ale boję się cieszyć na zapas. Boli mnie, gdy muszę się pożegnać z córką, chociaż wiem że następnego dnia znowu ją zobaczę. Nie leży już w inkubatorze, jest karmiona normalnie i w ogóle wygląda na twardą dziewczynę. Nadal podają jej antybiotyki, dzisiaj była też naświetlana z powodu żółtaczki. I na razie to wszystko, nie pogarsza się, nie robi się też dużo lepiej, jest stabilnie i tego się trzymamy, czekam aż usłyszę jakieś konkretne informacje, o wypisie Hani do domu na razie nie myślę...
Komentarze
(2015-06-30 00:02)
zgłoś nadużycie
(2015-07-01 09:39)
zgłoś nadużycie
(2015-07-01 09:39)
zgłoś nadużycie