Witajcie mamusie!
Po pierwsze: byłam wczoraj u Pani Doktor, wyniki badań mam bardzo dobre, USG wykazało, że z maleństwem jest wszystko cudownie, a ja wręcz zaczynam promienieć! Wszystko dobrze ze mną, z dzidzią, więc 12 tydzień za nami co oznacza, że moja ciąża jest bezpieczna i pierwszy trymestr za nami:)
Po drugie: od 6 stycznia mam szpital w domu. Ja się jeszcze trzymam i mam nadzieję, że tak zostanie! Najpierw zaczął mój kochany małżon: gorączka, katar i bóle mięśni. Nie nawidzę jak G choruje, bo ja mam wtedy dwoje dzieci dużych i jednego, małego (chociaż z wyglądu dużego) dzieciaka, który stęka, jęczy, marudzi i mam ochotę go walnąć patelnią w głowę by się ogarną. Jednak powoli on zaczął wychodzić to zaczęły dzieci stękać… No i od ponad tygodnia biegam pomiędzy pokojami i wszystkim usługuje, wymyślam zabawy, czytam i niestety nie tulę, bo nie chcę się zarazić. Całe szczęście, że Grzesiek jest w domu i dzieci mają jego do tulenia. W sumie to nawet się cieszę, że znowu jesteśmy w czwórkę i chodź kondycja dzieci i męża jest marna to ja czuję potrzebę bycia z nimi, bo lepiej się czuję ze sobą.
Po trzecie: moje samopoczucie. Jest dużo lepiej, nie mam takich mdłości, nie mam tego lęku, który mi do tej pory towarzyszył. Ja po prostu chcę mieć to maleństwo: teraz, zaraz, natychmiast! Przejrzałam ciuszki po dzieciach, łóżeczka w jakim są stanie, wózek i wyszło nam z G, że wszystko mamy oprócz nowych smoczków, butelek i pampersów, więc nasza wyprawka wyniesie maks. 1000zł z czego się mocno cieszymy. Całe szczęście „nasze mamy” dopingowały nas, żebyśmy nie sprzedawali i nie oddawali (chyba, że w rodzinie) rzeczy i gadżetów po bliźniakach, bo a nóż się nam jeszcze przydadzą… No i miały rację, a my oszczędzimy budżet do maksimum:)
Cholera roznosi mnie energia, cieszę się jak dzieciak… I marzę by moje ufaflunione zuchy (razem z coraz mniej marudzącym mężem;)) wyzdrowiały, bo mam chęć wykorzystać ten śnieg. Las, sanki, świeży powiew wiatru i ja opatulona w dziesięć tysięcy warstw… :)
Pozdrawiam śniegowo:)