Dobrze, ze porozmawiałas z męzem i jego reakcja jest wspaniała, a dzieciaki... mysle, ze sama nie spodziweałas sie ze takie sa wspaniale i to dzieki tobie i twojego męża, nastepne dziecko bedzie bardzo szczesliwe, ze trafilo do takiej rodziny, a wam napewno da wiele szczescia. Zyczę ci by wszystko dobrze sie poukładalo, bys kazdego dnia czula sie coraz lepiej i coraz pewniej. ja teraz spodziewam sie blizniaków i bardzo sie tego boję, to moja pierwsza ciąza i nawet nie boje się tego co bedzie jak urodzę, jestem pracowitym cyborgiem, mam wspanialego meza który juz teraz opekuje sie nasza trójka jak nakrecony, ale z kazdej strony bombarduja mnie wiesci o poronieniach o komplikacjach :( Trzymaj sie i ciesz swoim stanem!!!
Witam wszystkie mamusie w Nowym Roku!
Jeszcze raz życzę Wam wszystkiego co najlepsze, dużo zdrówka, spełnienia marzeń i dużo miłości!
Co nowego u mnie? Święta spędziliśmy rodzinnie, radośnie, głośnie, gwarno z prezentami, masą smakołyków i spacerami po lesie. Muszę powiedzieć, że dawno nie czułam się tak silnie, tak związana z rodziną... to chyba przez hormony i radość, jaką wówczas czułam patrząc na moje dzieci i śniąc o maleństwie w moim brzuchu.
Mąż zrobił sobie przerwę w pracy, zarywał wcześniej noce, ale dzięki temu od 24 grudnia był tylko dla nas: dla mnie i dzieci. Brakowało mi takiej chwili sam na sam z G, takiego wytchnienia, wyciszenia... Bardzo rzadko wysyłam dzieci do dziadków, ale tego 26 grudnia byłam zmęczona i miałam dość wszystkiego i wszystkich. Dziadki jakby czytali mi w myślach, zgarnęli dzieciaki, a ja odetchnęłam w ramionach męża. Zdrzemnęłam się na jego kolanach (ostatni raz tak było w ciąży z bliźniakami;)), poczytaliśmy książki, obejrzeliśmy film i gadaliśmy... Nad ranem następnego dnia poczułam, że coś jest nie tak, że boli mnie brzuch i czuję, że coś ze mnie leci. To co zobaczyłam w łazience mnie przeraziło... krew! Szybko obudziłam męża, pojechaliśmy do szpitala... Na szczęście to było tylko zmęczenie, ale te trzy dni w szpitalu, kiedy robili mi badania, sprawdzali czy z dzieckiem jest wszystko dobrze uświadomiłam sobie jak bardzo pokochałam to dziecko w brzuchu i jakbym cierpiała gdyby go nie było, gdyby miało się nie pojawić... Któregoś wieczora, jakieś dwa tygodnie temu, nawet chyba tak delikatnie pisałam o tym na blogu, że boję się jak to będzie z trzecim dzieckiem... Mówiąc szczerze przeszłam okres paniki.
Bałam się, bo zarówno Laura jak i Mikołaj mieli mnie zawsze dla siebie, byli najważniejsi... Pracowałam w domu, byłam na wyciągnięcie ręki... Dzieliłam czas między nimi, ale tak bardzo bałam się zmęczenia, zauroczenia nowym dzieckiem, że przez chwilę myślałam jakby to było gdyby tego "dodatkowego" dziecka nie było. Nie mówiłam o tym nikomu bo po co? Wkurzałam się na siebie, nienawidziłam, że przecież wiedziałam, co robię decydując się na dziecko... na kolejne dziecko. Przecież do cholery mają ponad 30-stke i dwoje dzieci znałam prawdę o życiu z maleństwem, ze wstawaniem... z zazdrością!
Kiedy leżałam w szpitalu i drżałam o nie tak bardzo siebie obwiniałam, nie wiem co bym zrobiła, gdybym je straciła. Wiedziałabym, że to moja wina, że sama tego chciałam... Mąż przy mnie czuwał, wypuścili mnie dzień przed Sylwestrem. Opowiedziałam mu w szpitalu, że płaczę, bo myślałam kiedyś, że nie chcę kolejnego maleństwa, że nie chcę tej małej rosnącej we mnie fasolki... Liczyłam, że mnie zjedzie, wyjdzie trzaskając drzwiami... A jednak wiem, że po paru kryzysach w naszym związku czujemy siebie i ufamy sobie.
Dał mi kopa, widział, że się boję i zrozumiał mnie, a ja ujrzałam w jego oczach, że też się boi. Nie odpowiedzialności, braku pieniędzy czy miłości... to mamy zapewnione w 100%, znaczy nasza trzecia pociecha... Ale boimy się, że przywykliśmy do "dużych dzieci", do pewnej organizacji naszego domu, do pewnego schematu...
Rozłąka z dziećmi dużo mi dała. Wiedziały, że jestem w szpitalu, a nie w domu, że mogę stracić maleństwo... I wiecie co? One nie czekały na mnie w domu (no może trochę też), ale jak przekroczyłam 30 grudnia próg naszego domu zapytały... Mamusiu mamy jeszcze maleństwo?
Tak dzieci mamy i zrobię wszystko by je mieć... Bo je kocham! Zawsze kochałam, ale tak bardzo nie dopuszczałam do głowy, że będzie dobrze, że owszem to rewolucja, ale na lepsze! Wpadaliśmy w rutynę, miałkość, mały egoizm, bo oboje z mężem myśleliśmy - co w końcu zrobimy dla siebie, kiedy dzieci są duże? Zaczęlibyśmy się oddalać tak jak kiedyś... Może tam z góry ktoś nam dał kolejnego malucha, żebyśmy nie dopuścili do sytuacji z przed lat? Żebyśmy wiedzieli, że ktoś czuwa nad naszą rodziną i nie pozwoli, żebyśmy znowu zapędzili się w kozi róg...
Chcę wierzyć, że przetrwamy i dziecko we mnie będzie dalej zdrowo rosło. Tego sobie życzę na Nowy 2013 Rok i z obawą czekamy aż licznik przekroczy 12 tygodni... Wtedy, chociaż w paru procentach będę spokojniejsza...