Troszke pózno ale pochwale sie ... porodem :)
Hej :) Bardzo dawno mnie tu nie bylo ale znalazlam czas i napisze troszke. A wiec tak: pod koniec ciazy meczyla mnie silna anemia, bralam zelazo domiesniowe, pozniej dostalam od tego zapalenia zyl itd. Poznalam bardzo fajna polozna ktora zaproponowala mi przyjechac do szpitala 21 lipca o godzinie 10. Pojechalam, zrobila mi na ""zapleczu"" masaz szyjki i kazala wrocic za 2 godziny ze skurczami. Wrocilam do szpitala po trzech godzinach ale skurczy zero, wiec wrocilysmy znow do tego samego pokoju i przebila mi wody, po czym przebralam sie w szpitalne wdzianko i na porodowke. Wczesniej mnie uprzedzila ze nic mam nie mowic lekarzom i ze jak cos to wody odeszly mi w domu godzine temu, wiec tak tez powiedzialam :) Na porodowke polozylam sie o godzinie 13.30, regularne skurcze mialam po 14 i chodzilam do 16 po korytarzu przed porodowka zeby nie znosic tego bolu na lezaco, kiedy czulam ze juz nie dam rady chodzic poszlam sie polozyc na lozko porodowe, dostalam gaz rozweselajacy, Dolargan i o 17.25 zaczelam rodzic, skurcze przez ostatnie pol godziny byly niesamowite, nie panowalam nad soba z bolu i mdlalam, ocknelam sie dopiero przy parciu.. O 17.30 Vanessa byla juz na swiecie;) Urodzilam w 38 tygodniu ciazy, malutka wazyla 3350, 57cm i 10pukntow ;)