Stwierdziłam, że w końcu sobie ulżę. A co, należy i mnie się, bo co nie leży mi jak trzeba, no to trzeba gdzieś wydalić. Mój MIX psychonics. Poczynając od tego, że obłęd w ciapki to moje obecene drugie ja, to na pierwsze mam uparta koza a do tego głupia. A raczej oślica - iiiioooo !
Po ostatniej wizycie u Róży jestem na lekach wspomagających mieśnie miacicy - generalnie problem z szyjką. Niektóre pośród Mam wiedzą co to znaczy, z czym to się wiąże, jak to swędzi i czym to pachnie... I tu zaczyna się mój obłęd w ciapki, po Isoptinie i Fenoterolu - drżenie rąk mam okropne, serce mi bije jakby zabić się chciało za szybkim rytmem. Słabo mi od tego i czarno przed oczami nawet się robi. Najgorzej jest popołudniu, akurat wtedy jem tabletki kiedy cały dom u nas na nogach i obiad trzeba ugotować, zjeść i mnóstwo innych spraw rodzinnych. Co prawda po zażyciu tabsów nie boli mnie tak brzuch, jedynie jak mam pęcherz pełny, ale zaraz po prywatnej wizycie u WC kaczki przechodzi jak mocz odjął. Więc pocieszam się, że to dla dobra Marcelego. Choć najlepiej by było gdyby samo moje ciało chciało być dobrą niańką i być samowystarczalne dla Małego, bo tak On też się denerwuje, niestety te tabletki nie są obojętne dla Niego....
Z moim leżeniem natomiast w łóżku jest tak - jak Janek w domu jest i spędza ze mną czas to wołami by mnie wyciągać - nie myślę i nie przejmuję się niczym, leżę i praktycznie nic nie robię ( to już inna choroba mojego układu leniwego). A kiedy Janka nie ma to szału dostaję - wszystko mi przeszkadza - nagle widzę wszstkie kurze i inne tego typu. I zawsze coś ogarniam w domu. A potem narzekam, że brzusio jest w gorszej kondycji - czego Janek słuchać nie może i się złości na mnie, że coś robiłam - na to ja się złoszczę na Niego - no bo przecież jakżesz On możesz się na mnie złościć skoro Mu w domu posprzątałam - bo w moim przekonaniu normalnie to nikt by i tak tego nie zrobił. I powstaje spirala złości w moim wykonaniu...
Szczerze, ciężko jest dla mnie być w takiej sytuacji i nie mieć blisko siebie pomocnej ręki. Chodzi mi o kobiecą dłoń. Która pomogła by mi głupi obiad ugotować i spędziła by ze mną czas czytając nawet niech już będzie, że babskie głupie gazety. Brakuje mi po prostu matki. To bardzo głęboko zakorzeniona wewnętrzna potrzeba, nie do spełnienia... muszę sobie radzić nie tylko z myślą, że jakoś sama musze sobie poradzić to dodatkowo męczę się z myślą, że brakuje mi najprostszsej na świecie więzi - matki z córką. Moja Mama była naprawdę wyrozumiała i tego jest żal...
Tak więc moje bycie upartą wiąże się z tym, ze nikt mi nie przetłumaczy, że dom może istnieć w świecie burdellandu ( jak ja to nazywam). Nie rozumiem, że jak będzie bajzej to nic. Nie rozumiem, że może Janek sam kiedyś od siebie coś zrobi. Bo ja widze tylko, że On ma inne zajecia - męskie a ja mam swoje - damskie. Iiiioooo!
Jestem sfrustrowana i na dzień dzisiejszy radze sobie z tym tylko przy Janku. Czasem Marcelek jeszcze kiedy sami leżymy potrafi mnie na duchu podnieść kiedy robi ze mną pogaduszki. Jest taki fajny, niuniowaty, i kochane są te Jego ruchy które mogę wyczuć pod ręką - jakby chciał dotkąć mojej dłoni swoją raczką. Janek jest mi ostoją, świadczy o tym moje zachowanie, i wiem, że jestem mega uzależniona od Jego osby, choćby przez cały dzień leżał tylko przy mnie i czytał książkę nic nie mówiąc, to ja już się czuję bezpiecznie... Kocham, kocham, kocham.....