Gratulacje, maly jest przeslodki :)
Może Marcelek pozwoli mi napisać coś więcej, Mały kocha swoją Mamę, tak bardzo że nie może się bez niej obejść.
Tak więc opiszę tu swoją historię z bloku porodowego.
Byłam umówiona ze swoją położną na niedzielę wieczór (12 II 2012), kazała wziąć na wszelki wypadek ze sobą torby no i Męża. Tak też uczyniłam. Dwa dni po terminie to jeszcze nic strasznego, łudziłam się że możemy jeszcze z kwitkiem wrócić do domku. Tak naprawdę sama nie wiedziałam czego chciałam, czy rodzić czy wrócić do domu jeszcze z brzuszkiem.
Położna po badaniu powiedziała, że jest rowarcie na dwa palce. Ale sam badanie jak zawsze na maxa bolesne już wywołało u mnie panikę a z drugiej strony myślałam, że przeżyję wszystko byleby mieć przy sobie. Czyli ciągle bujałam się na huśtawce nastrojów. Przyjęli mnie, położna od razu powiedziała, że jakby coś to dziś jest na dyżurze "dobra" pani doktor, a w razie czego żebym się nie bała, zrobią mi cc. Zaczęłam oponować, ale mnie przekonała, że dziecko duże, że tyłozgięcie etc.. ale jakby szło dobrze, to najwyżej dostanę znieczulenie i urodzę sn.
Standard szpitalny, na początek papierzyska (zastanawiam się jak to jest jak trafia na blok kobieta z bólami i to wszystko ma podać, podpisać), potem golenie, lewatywa - nic nadzwyczaj. Dostałam dwie kroplówki, jak się potem okazało już przygotowujące do cc, bodajże glukoza z czymś. Potem zaczęła się jazda - podała mi oxy. Przyjęli mnie o 18:30, o 21 rozcięły mi pęcherz płodowy. Miałam najwyższe skurcze 75, ale chyba nie jestem odporna na ból, bo nie mogłam ich przetrzymać tak bolało... miałam hydromasaż, chodziłam, no wszystko... a ostatecznie już błagałam o anestezjologa żeby podał mi znieczulenie, ale powiedzieli mi, że główka się nie obniża pomimo odpowiedniego rozwarcia. Więc pytanie czy chcę cc, ja szczerze myśląc już tylko by mały był z Nami, a te okropne bóle się skończyły zgodziłam się na cc.
Przeszłam na sale operacyjną. Mój podpis pod zgodą na cc był chyba najbrzydszy jaki mi w życiu wyszedł. Ale zaraz potem znieczulenie w kręgosłup i po bólu... może nie będę opisywać samego cc bo i po co. Napiszę jeszcze, że Marcelka wyciągnęli około północy i kazali mi wybrać datę urodzin ;) wybrałam 13 żeby nie miał za prosto :] i tak mamy Marcelka urodzonego minutkę po północy 13tego lutego 2012. Jak go wyciągnęli, tylko czekałam na jego głos... był taki zachrypły i stłumiony śluzem... a zaraz potem mi go pokazali i położyli na klatce piersiowej... to był najpiekniejszy moment!
Potem mi go zabrali, pokazali mojemu Mężowi, ubrali. A mnie przewieźli na salę pooperacyjną. Żeby było śmieszniej, akurat w tym czasie było tyle porodów, że szkoda mówić. Ja jako ostatnia rodząca miałam spędzić noc na korytarzu, ale jakoś mnie dostawili na pooperacyjną ;) Nie mogłam spać całą noc, nie mówię o bólu rany, bo o to dbały cały czas pielęgniarki, ale o strach, obawe o Marcelka, przynieśli wszystkie dzieci dopiero o szóstej rano! Co prawda zdaję sobie sprawę, że nie miałabym siły się nim zająć ale te sześć godzin to była męczarnia bez Maluszka...
Sam szpital Narutowicza w Krakowie ocenię na plus, korupcja okropna, no ale cóż... za to opieka pielęgniarek, które naprawdę ode mnie nie dostały nic a nic była rewelacyjna! Bardzo dbały o to aby karmić samemu.. ja miałam okropne problemy z brodawkami, bo miałam wycofane i po kilku dniach dopiero udało mi się zacząć karmić jak trzeba i tylko i wyłącznie dzięki położnym, a kiedy byłam załamana to pocieszały. Dziękuję im za to! Teraz karmię w domku sama a synuś rośnie :] Dziś/jutro mijają dwa tygodnie odkąd Marcelek jest z nami :)
Podziwiam tych, którym chciało się to czytać w całości ;P
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 6 z 6.
Bardzo fajnie się czyta:P Gratuluje kochanego szkrabka:)
Gratuluję! Mały jest słodki :D
Gratulację ;)))
hehehe ja bym wybrała datę chyba 12 lutego :P:P hehehe;))
dużooo zdrówka Wam życzę!!:))
Zgadzam się świetnie się czyta-masz talenta :) a co do daty urodzin to piękna,moja mama urodziła się 13 lutego i jeszcze w piątek :)
Marcelek jest cudny! Gratulacje!