Wszystko zaczelo sie bardzo niewinnie bo pojechalam do szpitala tylko na ktg (38tc). Lekarz stwierdzil ze mam regularne (choc niebolesne) skurcze i rozwarcie na 1 cm i stwierdzil ze lepiej zatrzymac mnie w szpitalu. Nie chcieli nawet wypuscic mnie z powrotem do domu po moja torbe ale sie uparlam i pojechalam i po godzince lezalam sobie na sali. To był wtorek. Na drugi dzien lekarz stwierdzil ze sa juz 2 cm, na tym etapie czulam juz skurcze, regularne ale nie dosc silne. I tak minal dzien kolejny0 sroda. Potem czwartek, skurcze bolesne ale rozwarcie nie powiekszylo sie ani o odrobine, lekarz o dziwo planuje wyslac mnie do domu, upieram sie ze zostane bo z tymi bolami i tak pewnie w nocy wrocilabym z powrotem. Dalej mamy piatek lekarz rano bada mnie i mowi ze jest postep i chyba dzisiaj urodze- chce wywolac porod (a jeszcze dzien wczesniej wysylal mnie do domu :/ ) Pozniej tego dnia bole staja sie juz nie do zniesienia, znowu badanie i w koncu decyzja - zabieraja mnie na porodowke bo rozwarcie samo sie powiekszylo wystarczajaco. Tam troche sobie cierpie czekajac na lekarza z połozna. Dostaje epidrual i nie czuje juz nic. I zaczyna sie lezenie i czekanie na pelne rozwarcie ... czekamy .. czekamy a tu nic. Leze tak kilka dobrych godzin .. co jakis czas sprawdzaja palcami rozwarcie ale wciaz za malo zeby zaczac przec. Lekarka karze przygotowac sie psychicznie do mysli o cesarskim cieciu bo w takim tempie to zajmie na to rodzenie z tydzien. Jestem przerazona .. absolutnie nie chcem cesarki, dostaje jeszcze troche czasu. Mijaja nastepne godziny i cud jest juz prawie 10 cm! Zaczynamy przec... parcie szło mi troche opornie ... od wielu godzin leze i dostaje epidrual, od pasa w dol nie czuje prawie nic i ledwo ruszam nogami. Staram sie przec kiedy mi karza ... i tak godzina a glowka nawet sie nie wysunela. Nie musze dodawac ze na tym etapie bylam juz wykonczona i bylo mi wszysto jedno co ze mna zrobia byle juz szybciej skonczyli. Zabieraja moje znieczulenie i karza czekac. Przenosza na inna sale i beda pomagac mi rodzic zasysaczem - vacum, jak sie nie uda to cesarka. Dodam tylko ze te przeniesienie itd zajelo troche czasu i moje znieczulenie nie dzialalo juz jak wczesniej... Pierwszy skurcz karza przec, zasysaja a ja czuje rozrywajacy bol i zamiast przec dre sie w nieboglosy, krzycze ze nie chcem rodzic i ze wole zeby mnie juz pocieli :) Nikt sobie z tego nic nie robi i kolejny skurcz, kolejna moja proba parcia i juz troche lepiej- chociaz bol wciaz straszny, w koncu przy pomocy tej zasysaczki urodzilaam synka w ciagu pieciu parc (nie wiem czy mozna to tak napisac ;) - czyli jakies 15 min. Calosc zajela 16 godzin. Opis moze brzmiec dramatycznie ale jak tylko wyciagneli dzidziusia przeszlo mi zmeczenie a szycia czy rodzenia lozyska juz nawet nie pamietam. Maluszek wazyl 3 kilo. Jest PRZECUDOWNY i moglabym rodzic nawet trzy razy dluzej jakby byla taka koniecznosc :)
Komentarze
(2008-08-29 22:00)
zgłoś nadużycie
(2008-08-29 22:01)
zgłoś nadużycie
(2008-08-29 22:36)
zgłoś nadużycie
(2008-08-30 10:13)
zgłoś nadużycie
(2008-08-30 12:40)
zgłoś nadużycie
(2008-08-31 21:45)
zgłoś nadużycie
(2008-09-12 17:00)
zgłoś nadużycie