strasznie wspolczuje, ze jestes z tym wszystkim sama :( pociesze cie, ze u nas zupa to tez nie obiad :P
Ale sie wczoraj pokłóciłam ze swoim M. Poszedł wcozraj do kościoła na 17 (była msza za jego mamę) no i liczyłam, że wróci zaraz do domu. Ale nie bo po co, wrócił po dwóch godzinach. Mała mi płacze ze zmęczenia, w domu zimno, woda na kąpanie zimna, bo w piecu nie napalone. Ale co go to obchodzi. Tak sie wkurzyłam, że pierwszy raz miałam zamiar wyjść sobie z domu jak przyjdzie i zostawić go z tym całym bałaganem, kapaniem, usypianiem, karmieniem. I co............... ano nic, bo on był jak zwykle szybszyNie dość, że przyszedł spóźniony to mi oświadczył, że jedzie dalej na robotę. Także uświadczyłam jego obecności, jakieś 20 min, tyle tylko, ze w piecu napalił.
No i czara sie przelała. Gabi w przyszłym tygodniu kończy rok. Ja w trakcie tego okresu byłam gdzieś sama bez dzieci może ze dwa razy i to były wizyty u dentysty. A kochany tatuś ani razu nie zabrała sam córki na spacer. I tak właśnie wygląda moje życie, całe dnie z dziećmi, usypianie też ja sama, w nocy też sama wstaję.
Już nie mówiąc o tym, że za tydzień musimy zrobić małej imprezkę roczkową. Zanim jednak zacznie sie wielkie gotowanie i pieczenie to mój Facet musi skończyć remont kuchni, zaczęty ze dwa miesiące temu i przerwany spowodu braku kasy. No i zamiast sie tym zająć to przesuwa prace z dnia na dzień, wczoraj miał skrobac ściany ze starej farby i znowu tego nie zrobił. Nie wiem co on sobie wyobraża, ze mi zrobi to przed samym weekendem i ja się rozdwoję w cudowny sposób, żeby wszystko wysprzątać i ugotować.
Dzisiaj jest sobota - robota. Siedze i patrzę na tą moją chate i ile jest pracy dookoła i płakać mi sie chce. Śmieci oczywiscie nie powynoszone, bo po co. Jak mi zacznie dzisiaj ściany skrobać, to i tak bałaganu narobi. W łazience sterta prania po całym tygodniu, w kuchni syf. Wczorajszego obiadu nawet łaskaca nie jadł (bo zupa to nie obiad), Gabi też pogardziła nie wiem czemu. Nikt nie docenia mojej pracy :(