mój poród
Termin miałam na 21.03 i ciagle nic, wiec tydzien po terminie czyli 27.03 lekarz kazał mi isc do szpitala. 26.03 miałam prawie cały dzien leciutkie skurcze co 10 min, ale przeszło i uznalam, ze to jeszcze daleko. 27.03 obudziłam sie o 6 ze skurczami mocniejszymi niz poprzedniego dnia, ale nic strasznego i dalej co 10 min. Przyjechałam do szpitala po 9 położna mnie bada i stwierdza 5cm rozwarcia :D a mi skurcze maleją i prawie wcale ich nie czuje, wiec sie smieje i sobie gadam z położnymi, ale mi mowia ze napewno dzisiaj urodze, a ja sobie mysle, ze napewno jeszcze długo, wiec zaprowadzili mnie na sale porodowa. Akurat mi sie trafiło i moj lekarz miał dyzur, wiec mnie bada a tu 8cm :O szok, chwile pozniej przyszedl stwierdzil ze znieczulenia nie bedzie bo bezsensu, za szybko to wszystko idzie i mi przebił pecherz i powiedzial ze na 40 min musi isc gdzies tam, no i poszedl gdzes koło 12, no i sie zaraz zaczeło. Takim oto cudem o 12:40 moj synek był juz na swiecie. Lekarz przyszedl juz jak mnie zszywali hehe i sie smieli tam ze mnie, ze pierworódka i tak szybciutko. Bolało okropnie, ale juz jest tylko lepiej :)