Niewyrabiam fizycznie juz, naprawdę. Od początku ciązy czułam się cudownie, żadnych wymiotów, nic kompletnie. Przytyłam malutko, a teraz?! Tragedia. Z dnia na dzien jestes coraz grubsza, przez ten upał puchnę jak piłka, nie mogę chodzić bo stopy mi odpadają, plecy mnie bolą już nawet przy leżeniu, w nocy nie moge spać, nie mogę się ułożyć bo ciągle mi niewygodnie. Zgaga mnie zabije, pije mleko - nic , jogurty, serki wiejskie wszystko zeby tylko sie jej pozbyć - NIC! męczy mnie i męczy, pali mnie w żołądku. A co wezmę tabletke na zgagę to boli mnie żołądek. W dodatku te głupie tabletki na skurcze.. trzęsę się po nich jak alkoholik na odwyku, serce mi nawala jak głupie, płakać mi się ciągle chce. Jeszcze teraz mnie przeczyszcza... tragedia dosłownie, już bym chciała być po porodzie.
A jeśli chodzi o stan psychiczny to jest to samo. Martwie się już chyba o wszystko, nawet o to czy ciuszki się dobrze wyprały i czy nie wrzuciłam za dużo proszku. A jeszcze teraz dużo spraw z mieszkaniem, kredytem itp... Do tego dochodza kwestie finansowe, ze mozemy sobie nie dac rady z kredytem, ze jeszcze rachunki, czynsze i te wszystkie głupoty.. a mój zamiast mnie wesprzeć to jeszcze dowala " jak bedzie źle to jade do Niemiec ". Do cholery jasnej, mam ochote go czasem planąć w łeb, bo zamiast on mnie psychicznie wspierać to ciągle ja musze to robić.
Za 2 tygodnie kolejna wizyta u lekarza, będą wyniki.. Boje się bo jeżeli wyjdzie tak jak podejrzewam to czeka mnie cc :( A jestem taką panikarą jeżeli chodzi o szpitale, igły, welflony, kroplówki itp, że sobie nie zdajecie sprawy. Nie chce cc, chce rodzić normalnie... Kolejna rzecz to to, że chce karmić maluszka piersią, a po cc dużo ciężej o to. Ale zrobie wszystko zeby karmić, postaram się jak mogę i wkońcu wyjdzie.