Tyle bylo obaw i na szczęście wszystko sie dobrze skończyło, życzę zdrowia maluszkowi, Tobie też :)
12.07- ostatnia wizyta u mojego lekarza prowadzącego. Byłam przygotowana na to,że pewnie wyląduje po niej na porodówce,więc porządnie się wyspałam i najadłam. Nie bałam się,ani nie martwiłam. Byłam gotowa.
Miałam 3 cm rozwarcia,USG wyszło takie sobie,więc tym bardziej wszystko skłaniało się ku rozwiązaniu ciąży. Szybkie badanie na fotelu,a z niego już z odpływającymi wodami wybraliśmy się prosto do szpitala.
Szybko pojawiły się pierwsze skurcze... ale niestety tylko krzyżowe.
Tym razem wybraliśmy inny szpital. Mieliśmy spory kawałek do przejechania,więc do ostatniej chwili starałam się przekonać B.,żeby zostawił mnie samą i wracał do domu. Uparł się ... A ja wolałam być sama. Skurcze bolały coraz bardziej.dobrze pamiętam rodzenie Michała i jeśli tym razem miało być tak samo,to wolałam się ,,schować". Nie chciałam,żeby na to wszystko patrzył.
Ostatecznie mnie wyśmiał i nie dał się odesłać.
Na IP byliśmy o 17,tam szybki wywiad i ktg. Później badanie i czekanie na decyzję,co dalej (brak skurczy brzusznych).
Opcje były dwie - idę na patologię,czekać aż coś zacznie się dziać,albo podadzą mi oksytocynę i będą wywoływać skurcze.
Trafiłam na fajnego lekarza. Wypytał o wcześniejsze porody i od razu stwierdził,że po tym co zrobiono z moją szyjką przy ostatnim porodzie,to on średnio to wszystko widzi,ale na próbę podepnie mi kroplówkę.
Na samej porodówce szok. Dostałam swój pokój z toaletą i prysznicem,wielkie łóżko,mąż fotel- w szpitalu w którym urodziłam chłopaków rodzące oddziela jedynie parawanik,a osoby towarzyszące wchodząc do sali,niestety widzą zbyt wiele. Żadnej prywatności.
O 19 podpięto mi kroplówkę. Bardzo szybko skurcze krzyżowe zaczęły być nie do wytrzymania. Brzuch pobolewał,ale skurczami,to to nie było. Ktg początkowo pisało się bez zastrzeżeń. Położne zbierały wywiad. Padło pytanie o płeć i się zdziwiły,że nie jesteśmy pewni. Jedna poleciała spytać lekarza,który robił mi USG podczas przyjmowania na oddział - stwierdził,że na 100% widział dziewczynkę. Wypisała więc moje dane na różowych opaskach i poleciała.
Około 21 ktg zaczęło się pogarszać. Sprawdzono rozwarcie,ale bez zmian niecałe 4cm,brak skurczy brzusznych. Zaczęło się robić małe zamieszanie,a mnie poraz pierwszy obleciał strach. Skurcze krzyżowe miałam co 3-2 minuty i piekielnie bolaly. Było mi niedobrze.
Lekarz przyszedł sprawdzić rozwarcie,oczywiście ani drgneło,ktg nadal było średnie,więc spytał ,czy godzę się na cięcie póki jeszcze jest bezpiecznie i mogą się przygotować.
Zgodziłam się i byłam wdzięczna za tą propozycję. Nie chciałam przechodzić tego samego,co z Michałem. O 22 opięto mi oksytocyne,zrobiono wszystkie potrzebne badania,a mnie było lżej.
Drugi moment zwątpienia dopadł mnie już na stole operacyjnym. Miałam silny skurcz,plecy bolały strasznie,do tego za chwilę miałam zostać znieczulona,nie wiedziałam czego się spodziewać.
Ukłucia nie pamiętam. Pamiętam tylko ulgę,gdy znieczulenie zaczęło działać. W końcu krzyż przestał boleć.
Lekarz żartował,uspokoiłam się i tak w dobrym humorze o 22:40 na świecie pojawił się chłopiec. Położne zaczęły parskać śmiechem. Lekarz aż poszedł sprawdzić,czy na pewno chłopak- przecież on się jeszcze nigdy nie pomylił.
Pielęgniarki zaczęły z niego żartować. Cała operacja poszła sprawnie i 15 minut później byłam z powrotem w ,,swojej" sali.
B. dostał dziecko wcześniej. Siedzieli w wygodnym fotelu i się ze sobą zapoznawali. Cudowny widok. Cieszyłam się,że nie dał się wygonić do domu.
Na oddziale położniczym miałam pomoc. Położne przychodziły przez całą noc co godzinę. Zajmowały się dzieckiem,podawały leki przeciwbólowe. Niczym nie musiałam się martwić.
Posadziły mnie około 10 h po cc. Początkowo słabo,ale szybko doszłam do siebie.
Od tej pory Kubą zajmowałam się sama,choć proponowano mi dalszą pomoc.
Do domu wyszlismy w 3 dobie.
Cesarka była moim najlepszym porodem. Jeżeli chodzi o ból i uczucie rozbicia nie widzę żadnej różnicy, między CC a trudnym SN. Wszystko goi się bardzo szybko i obecnie nic mnie nie boli.
Kuba właśnie skończył dwa tygodnie,ładnie przybiera na wadze i jest oazą spokoju. Je i śpi,choć upały trochę dają nam popalić. Starsi bracia zachwyceni. Asystują przy każdym karmieniu i przewijaniu. Wszystko układa się lepiej niż mogłam to sobie zaplanować.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 9 z 9.
Wszystkie dobrego dla całej waszej rodziny, a w szczególności dla najmłodzego syneczka:-)
Gratulacje :) cc również wspominam milej niż sn na oksy ...