Zarzucilam metodę na raka,tj.chodzenia tylem,bo mam dość cofania się-jestem w siódmym miesiącu,a zatrzymałam się w czwartym,no coś koło tego... Zaczynam funkcjonować jak mama-puki co w teorii,ale za chwilę przyjdzie pora na praktyczne zajęcia i bedzie się działo.
Przestalam nic nie robić.Płacz to nie było dobre rozwiązanie,ba zadne,bo siedziałam rycząc,a czas mijał.Schowałam dumę do kieszeni-nauczyłam się prosić o pomoc i to nie boli,tym bardziej,że znalazły się osoby,które mi pomoga w dodatku bezinteresownie,po prostu.Już nie krępuje mnie kupowanie ubrań w lumpeksie-nie jestem w tym odosobniona,a znajduje nie tylko ubrania ,ktore mieszczą się na brzucho,to jeszcze dla dzidzi czaem coś fajnego wyszperam,nikt nie patrzy na mnie krzywo z tego powodu,nie komentuje,zresztą staram się ,może ciut nieudolnie,ale jednak. Przestawiłam myślenie-wczesniej uwsteczniałam się do tego,co było kiedyś:a gdyby nie to,a gdybym tamto,nie dam rady,jest żle...Na dziś mam inne podejście,pozytywniejsze,nie okazuję tego całego strachu,cieszy mnie każda drobnostka,ktora jest moim osobistym sporym sukcesem mimo wszystko.
Nie jestem wyjatkiem,dziś wiem,że jest wiecej dziewczyn,kobiet w takiej sytuacji jak moja.Co więcej każda ma w sobie siłę,odwagę i radość.Idziemy przed siebie mimo wszystko.To się nazywa miec charakter.Jestem zadowolona z siebie,bo każdego dnia po przebudzeniu powtarzam:dzisiaj jest jutrem,którego się bałam wczoraj.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 2 z 2.
tak trzymać i się nie dać!!!!!!!!!!!!!