Nareszcie pogoda dopisuje. Nareszcie nie trzeba ubierać dziesięciu warstw ubranek na moje biedne dziecko, które w zimowej kurteczce nie potrafiło włożyć własnej rączki do buzi, ba nawet nie widziało własnej rączki. Ciepło się robi. Kasztany zaczynają kwitnąć. 4 maja coraz bliżej. Stres. Brak czasu na cokolwiek. Monotonia. Zaczynająca się o 7,8 rano, kończąca o 24. Z krótkimi przerwami na małe co nieco i filiżankę ciepłej owocowej herbatki lub kubek gorącej czekolady o zachodzie słońca. Burza mózgów. Palące się kartki książek. Jedyne ukojenie przynosi każdy kolejny radosny, błogi uśmiech, na anielskiej twarzyczce mojego już nie tak bezbronnego dzieciątka, które zaczyna wyrażać własną opinie piszczącym wrzaskiem lub głośnym śmiechem. Marzenia. Jedyna rzecz, osobista, wyłącznie moja. Hmmm. Odłożona na półke pt. "Zrealizować w przyszłym roku". Mam nadzieję, że się uda. Mam nadzieję, że moja córcia, wierzy w mame chociaż jeszcze nie za bardzo zdaje sobie sprawę i istoty marzeń, planów i nieubłaganie goniącej nas przyszłości. W tym roku nie. Ale w przyszłym napewno się uda.