Witajcie! Już jestem po... Półtorej godziny temu wróciłyśmy do domu. Julia Ewa urodziła się 2 lutego o 1.20 w nocy. Jestem szczęśliwa i radosna. Czuję się nieźle. Brzucho jeszcze wielki, ale już nie tak kłopotliwy. Poród przeszedł dosyć gładko. O 22.40 dostałam pierwszych skurczy, przed północą byłam już w szpitalu, bo skurcze co 5-7minut. Rozwarcie miałam na 7cm, więc od razu pojechałam na porodówkę. Bóle nie były takie straszne w końcu nie wzięłam znieczulenia i chyba nawet się cieszę. Kurczę niesamowite, że poród naturalny wywołuje w kobiecie takie emocje. Cieszę się, że jednak nie wzięłam siostry do pomocy. Poczułam w sobie taką siłę i pełnie radości, że stawiam się losowi sama. Urodziłam o 1.20, mała ważyła 3650kg i 60cm. Dostała 10 punktów w skali Apgar. Dziś wiem, że dam sobie radę, że wszystko będzie dobrze. Kiedy patrzę na Julkę moje złe myśli znikają. Gdyby nie to, że jej własny ojciec się wyklą to miałaby piękne i wspaniałe życie. Będzie je mieć! Tyle tylko, że sama z mamą. Powiadomiłam Karola. Wbrew sobie, ale chciałam po raz ostatni przekonać się czy on jest takim dupkiem czy ruszy go skamieniałe sumienie. Odpisał mi, że to mój bachor, a jemu nic do tego. I dobrze! Jestem już z Julcią, mam wszystko za sobą. Teraz tylko muszę schudnąć te 10 kg (4 już mi spadły;)) i ruszyć do boju. O godne życie dla małej i siebie!
Komentarze
(2009-02-03 19:18)
zgłoś nadużycie
(2009-02-03 19:41)
zgłoś nadużycie
(2009-02-03 20:28)
zgłoś nadużycie
(2009-02-04 09:01)
zgłoś nadużycie
(2009-02-04 11:03)
zgłoś nadużycie
(2009-02-04 16:25)
zgłoś nadużycie