Nie wiem co sie dzieje ale Bog chce mi chyba przyspieszyc porod bo ostatnio mam mnostwo stresow. Moj mnie wczoraj zdenerwowal nie na zarty, byl placz i fochy i tak chwilowo pozostanie. Obejrzelismmy film i poszlismy grzecznie spac a tu nad ranem tak mnie zaczal brzuch bolec ale mysle sobie doczlapie sie do toalety za potrzeba a pozniej bede jeczec. I coz nerki sie oproznily i przeszlo... anieelska ulga i nie trzeba bylo stekac,a mialam lekka nadzieje ze moze porod tuz tuz. A tu nic.
Osttatnio sobie zartuje zemoja Mala Ksiezniczka nie chce na ten brudny swiat. Boje sie i martwie ze moze sie urodzic z jakas wada lb chora, mam takie zle mysli. Pragne ja zobaczyc i ujrzec jej raczki, nozki, zobaczyyc ze z nia wszystko ok,bo zaczynam wariowac.
To wyczekiwainie jest meczace, nie sadzilam ze az tak.
Co jest najpiekniejsze- zmienilam sie przez ta ciaze- psychicznie.Zawsze bylam odpowiedzialna, trskliwa, itp. ale teraz czuje sie jakos inaczej. Jestem dumna ze bede mama, ciaza i rodzicielstwo to wielka nagroda jaka daje nam kobietomn zycie. Oby tylko porod mi nie zaburzyl takiego myslenia na chwile.