To raczej taka anegdotka bardziej niż pytanie chce się z wami podzielić tym co przed chwilą wymyśliła babcia mojego W.
otóż mój ukochany do pracy dojeżdża skuterem bo i taniej wychodzi jeżdżenie nim niż samochodem poza tym jemu takie zmotoryzowanie wystarczy. nadmienię, że ów chłopaczyna nie jest drobny ma te swoje 120 kg. skuter jest przerobiony specjalnie, żeby on ze swą wagą mógł jeździć. nowe opony, nowy sportowy silnik. jedyne co nie było w nim zmienione to jakiś tam pasek, który powinno się co jakiś czas tam sprawdzać ale przyszły tatulo głowy nie miał do takich rzeczy i pech chciał, że mu ten pasek pękł. pasek jak pasek pęka nawet w samochodzie nic nowego. wystarczy kupić nowy i wymienić no i po sprawie. narzeczony czeka na pasek (cholerne allegro) już jakiś czas ale pod koniec tygodnia ma być na bank.
No więc wpada w odwiedziny do mojej teściowej jej mama. Ja sobie siedzę w pokoju, czekam, aż pranie się wypierze i słyszę nagle, że jej znajoma to powiedziała, że taki skuter to nie na jego wagę, że on się psuje bo narzeczony jest dość duży. No więc wychodzę z pokoju i tłumaczę, że to wszystko jest tak zrobione, żeby on mógł jeździć. Ale co ja tam mogę wiedzieć (jak go przerabiał dzielnie mu pomagałam ;) siedziałam w garażu i marudziłam, że tak długo to wszystko robi i że mnie zamęcza swoimi wywodami na temat jakiegoś tam wałka tłoka czy innego ustrojstwa) no ale wiedzę jako taką mam żeby się wypowiedzieć w tej kwestii. No i tłumaczę tej durnej babie, że nic się nie stanie bo on jest przystosowany do takich obciążeń. Ale ona wie lepiej. Gada, że pasek to na lata starczy a nie on wymienia znowu (wcześniej wymieniał koledze ale co tam wszystkie skutery, które robi są jego) tłumaczę dalej, że się zrywa nawet w samochodach i wystarczy wymienić i po sprawie. I tu dziewczynki kochane pada najważniejsze zdanie w całej wypowiedzi babci narzeczonego a mianowicie: ona się pytała na krewetkach koleżanki i ona wie lepiej jak to jest i to tylko tragedia będzie, bo ta koleżanka powiedziała, że pasek to się raz na nie wiadomo ile wymienia. I na dodatek głos na mnie podnosi.
Wycofałam się do swojej pustelni, no bo po co mam dyskutować z kimś, kto na krewetkach ma mechaników, lekarzy, wróżki i kij wie kogo jeszcze (dużo mądrości przywozi z tych krewetek). Na wyjściu zostałam chyba już tak dla zasady objechana, że nie biegam i się nie gimnastykuję, i że powinnam w polu robić...
Cóż pointa jest prosta: ekspertem jest ten, kto głośniej krzyczy.
Odpowiedzi
A i pamietajcie kolezanka z kolka rozancowego ma zawsze racje:)"