Z gimnazjum doskonale wspominam babkę od WoS-u dzięki niej pokochałam ten przedmiot i do tej pory się interesuje tym co w kraju piszczy. Była wymagającym i surowym nauczycielem, o ogromnej wiedzy i zamiłowaniu. Potrafiła się też jednak uśmiechać i pojechać jakąś ripostą do ucznia, z której wszyscy się śmiali. Dobrze z tego okresu też wspominam księdza, który mnie uczył :)
Liceum...tu raczej nauczyciele ogólnie byli w porządku. Najbardziej jednak wspominam p. od polskiego, żyletę jakich mało, nie dopuszczała multum ludzi do matury każdego roku, na jej lekcje zawsze trzeba było być przygotowanym, każdy się jej bał, a ja...ja z wielkim oczekiwaniem czekałam na każdą lekcje. Wszystko zawsze miała perfekcyjnie poukładane na lekcji, notatki zawsze były przejrzyste. Zaraziła mnie filozofią i to właśnie dzięki niej zdecydowałam się na Olimpiadę z tego przedmiotu, a prócz tego zdawałam maturę ustną wybierając temat stricte związany z filozofią bo egzystencjalizm. Drugą wartą wspomnienia nauczycielką była p. od biologii. Babka już po 60tce, ucząca starym , baaaaaaardzo wymagającym trybem, wszystko u niej mieściło się w pojęciu "podstawy programowej" ale była nad wyraz postrzelona i bardzo energiczna dzięki czemu biologia była łatwiejsza do przyswojenia. :)