Mój poród rozpoczął się dokładnie o godzinie 4:45, gdy wróciłam z ubikacji i wchodziłam do łożka poczułam jak wypływa ze mnie jakaś ciepła woda... to były wody płodowe, tyle że wtedy nie byłam tego pewna - a może to było siku? Nie budziłam męża jeszcze... poszłam znowu do ubikacji... okazało się że na wkładce miałam różowe plamy. Zadzwoniła do mojego lekarz, kazał mi jechać do szpitala. Pozbieraliśmy się szybko, na oddziale lekarka stwierdziła, że ona tu żadnych wód nie widzi - zdenerwowałam się ... jak to nie widzi? Podłoączyli mnie do KTG. Wyszły mi 2 skurcze, rozwarcie miałam na 1 cm. Zmieniły się lekarki, znowu mnie zbadała następna i zostałam jednak na porodówce. Razem z mężem siedzieliśmy w ładnym pokoju, było tam : piłka, worek sako, drabinki, KTG wygodne łózko. Zgodziłam się na podanie kroplówki z Oksytocyną, po godzinie zaczęły się ostre bóle. W międzyczasie przychodziła położna i badała rozwarcie. Nie było szybkiego postępu, po 5 godzinach 2 cm a bóle okropne. Błagałam mojego męża żeby mi pomógł, on biedny nie wiedział jak mi ulżyć. Chodził ze mną co chwilę do ubikacji, żeby zmienić podkłady poporodowe, które co chwilę były przemoczone od wód płodowych, chodziliśmy pod prysznic, nic nie pomagało, żeby sobie ulżyć - może tylko troszeczkę. Po ośmiu godzinach miałam rozwarcie na 4,5 cm - w ciągu tych 8 godzin położna kilka razy robiła mi masaż szyjki podczas skurczy - myślałam że umrę z bólu. Wieczorem zmieniły się położne. Wobec braku postępu porodu zebrali się lekarze na konsultace co ze mną zrobić. Po odtawieniu kroplówki cała akcja skurczy mi przeszła. Na USG wyszło, że praktycznie już nie mam wód płodowych, podali mi szybko antybiotyk. O godzinie 21 zdecydowal, że będę miała cesarkę. Z jednej strony mi ulżyło ale z drugiej strony bałam się cesarki. Miałam znieczulenie podpajęczynówkowe. Sam poród trwał 5 minut. Gdy zobaczyłam mojego synka to się popłakałam... był prześliczny i ZDROWY!!! Najgorsze w tej cesarce, było zszywanie... i rozmowy lekarzy przy tym... ale myślami byłam już przy moim synku. Jak się okazało moje maleństwo było owinięte pępowiną i nie mogło zejść do kanału rodnego. Oli ważył 4080kg i miał 58 cm. teraz ma już prawie 3 miesiące, ale porodu nigdy nie zapomnę...
(2008-06-10 12:08:06)
cytuj
ja szczerze wole przezyc swoj wlasny porod i nie myslec o tym jak inne kobitki go przyzyly. ostantio dopiero co czytalam i na dobra sprawe tylko sie czlowiek stresuje a samej mozna go lepjej lub gorzej przezyc....
..a ja osobiscie uwazam,ze dobrze jest poczytac przezycia innych kobiet.Myslac logicznie,znakomicie wiem,ze kazda z nas jest inna,ma inny organizm,zatem inaczej bedzie przebiegal porod.Lecz czytajac tego typu opisu oswajam sie z mysla porodu,w jakims stopniu przygotowuje sie psychicznie.Swoja droga,za tak ciezki porod ot np. mailko,powinny dostawac oskara:)Juz na powaznie,ile my kobiety musimy czasami przejsc...,a mezczyzni nie zawsze zdaja sobie sprawe.Pozdrawiam.
(2008-06-11 07:29:38)
cytuj
ja tez uwazam ze dobrze jest poczytac jak przebiega porod bo mozna sie przygotowac a potem na porodówce mniej wiecej wiemy co sie dzieje z nami i z naszym organizmem i spokojniej sie rodzi bez obaw ze cos jest nie tak. Ja miałam bardzo szybki pierwszy poród zaczełam odczuwac pierwsze skurcze ok 18.00 ale były one słabe i zadkie wiec spokojnie w domu zaczełam sie przygotowywac do wyjscia...sprawdziłam torbe czy wszystko jest,wzięłam prysznic itd ok 22.00 skurcze sie nasiliły wiec zadzwoniłam do znajomego doktora ktory jezdzi karetka i po 10 min jechałam juz z mezem karetką do szpitala. Pierw byłam ok godz w pokoju gdzie połozna sprawdziła rozwarcie przejrzała karte ciaży i zrobiła wywiad czy nie jestem na cos uczulona itd. ok 23 przeszłam jeszcze o własnych siłach na porodówke gdzie juz dołączyl do mnie moj mąz. Urodziłam o 0.45 wiec na porodówce lezałam ok 1,5h...sam poród trwał 5min a wody odeszły mi dopiero przy drugim skurczu po tym jak juz wyszła głowka... Teraz jestem drugi raz w ciąży i baaardzo bym chciała zeby ten porod tez przebiegł tak szybko i wszystkim zycze szybkiego porodu...bedzie dobrze zobaczycie przeciez najwazniejsze zeby dzidzia urodziła sie silna i zdrowa a bol idzie wytrzymac naprawde...pozdrawiam
(2008-06-11 13:16:45)
cytuj
w pierwszej ciąży z Laurą dużo czytałam o porodach.To pozwoliło mi sie trochę oswoić z tą myślą i wyobrazić sobie chociaż mniej-wiecej jak może to wyglądać. Jednak tak naprawdę każdy poród jest inny. Mi odeszły wody w domu ok.godz 14 a urodziłam Laure o 20.20. Nie było łatwo ani też tak źle jak sobie wyobrażałam. Jasne, bolało jak ... mocno :) ogólne przerażenie całą sytucją ale dałam rade. Każda z nas musi i da.Taka jest prawda. Od bólu się nie umiera. Narzekamy na sytuacje i opieke w naszych szpitalach, ale wyobraźmy sobie, w jakich warunkach rodziły nasze matki, babki.... Moja córeczka tuż po porodzie ważyła 4300 i miałą 57cm. Miała szerokie ramionka z racji swojej wagi i na chwile sie zaklinowała ale dałam z siebie wszystko i ostatnia faza porodu trwała własciwie pół godziny. Teraz jestem w ciąży po raz drugi i tak samo sie boję jak przed pierwszym porodem ale wiem, że porodu nie można anulować i jak będzie trzeba, poradzę sobie.Życze wam lekkich porodów :)
(2008-06-11 19:12:16)
cytuj
Ja jestem już tuż tuż i dlatego wolę nie wracać myślami do mojego porodu.Mój trwał przeszło 12 godzin ale warto było:) Sam moment porodu nie bolał , ale wymęczyły mnie skurcze bo tak długo czekałam za rozwarciem. Tym razem mam nadzieję że będzie choć trochę krócej. A wspomnienia zależą od tego jaką mamy odporność na ból, ja widocznie mam słabą
(2008-06-11 21:36:21)
cytuj
oo u mnie było śmiesznie:) ok 4 odeszły mi wody jak spałam. obudziłam się w mokrym łóżku i z początku myślałam, że popuściłam hehe ale sączyły się nadal więc stwierdziłam, że to jednak wody:) ok 7 pojechałam na izbe przyjęć, bez żadnych skurczy, bez niczego. zrobili mi ktg i nie wierzyli, że odeszły mi wody. w między czasie przyszły inne ciężarne i tak się złożyło, że 3h spędziłam czekając na wynik ktg. wpadła moja dr prowadząca i opieprzyła położne i pielęgniarki, że ja tyle tam czekam i odrazu zbadała i zaprowadziła na sale. to było już ok 11, a ja nadal bez skurczy. przez pąpe podawali mi oxytocyne, żeby skurcze wywołać i ok 14 dostałam takich skurczy, że aż drgawki miałam więc musiałam zdecydować się na znieczulenie, bo lekarz nie był w stanie mnie zbadać. ZZO w kręgosłup za 1 razem wbite w naczynko, więc trzeba było powtórzyć, za drugim razem za płytko i niezadziałało, więc musiałam być 3 razy kłuta w kręgosłup. jak już znieczulenie zadziałało to na godzine zasnęłam hehe przez ten czas rozwarcie z 3cm doszło do 9cm musieli mnie obudzić i znów zaczeli podawać oxytocyne bo skurcze zanikły:P znów bolało i znów miałam drgawki, ale rozwarcia było już 10cm i rozpoczął się poród. przy kilku skurczach parłam i Zuzia wyskoczyła:) lepiej, że zanim główka wyszła, to lekarz kazał mi ją po włosach pogłaskać:P, a potem widziałam jak wychodzi hehehe w karcie wpisali mi, że I okres porodu trwał 5h15min, a II okres 15min, III okresu nie było bo łożysko samo wyskoczyło:)