gartuluje !! no ladnie listopadowki rozpakowuja sie w pazdzierniku :)
Natalia urodziła się 18.10.11 miala 48cm i 3250g - calkiem niezle jak na 3 tygodnie przed terminem :)
Moja "historia" w wielkim skrócie:
-od sierpnia spedzałam moje dni w pozycji lezacej - szyjka otwarta na 3cm
-do końca września bez zmian: leki i leżenie
-7.10 wizyta u ginekologa i mala niespodzianka: szyjka otwarta na 6cm wiec "zaproponowano" mi maly pobyt w szpitalu, bo lekarz sie bal, ze urodze w taksowce... no i ja troche tez wiec nie protestowalam.
-spedzilam ponad tydzien poznajac tajniki zycia na oddziale, polozne, lekarzy i caly personel. Super sprawa... to pozwolilo mi bezstresowo czekac na porod, no i juz nie lamać sobie głowy pytaniemi "kiedy mam jechać do szpitala"
-w nocy z 17 na 18 obudzil mnie ogromny skurcz... takiego czegoś jeszcze nie czułam... podąrzając za radą lekarza nie czekałam na więcej i zawołałam położną.Skończyło się na leku przeciwbólowym i skurcze ustały...myślę, że położna nie potraktowała mnie poważnie...no bo 1 porządny skurcz... no ale moja historia typowa nie jest więc...
- 18.10 rano nie dostałam śniadania...pielęgniarka też nie przyszła...pomyślałam, że to nie jest normalne, no ale nic; nagle wpada lekarz mowiac ze nie wie czy to bedzie dzis ale jak znajdzie dla mnie miejsce to urodzimy a jak nie to jutro; czekam, czekam, układając pasjanse w telefonie...
- o godzinie 10h00 wpada położna i pyta czy już wziełam prysznic a ja na to, ze jeszcze nie; wiec pyta czy lekarz nie powiedzial mi ze dzis bede rodzic... no to ja ze to nie bylo pewnea ona pyta czy jestem gotowa i jesli tak to mam sie umyc zadzwonic po meza i idziemy na sale
-maz przyjechal, czekalismy troche bo na sali porodowej komus sie przedluzyło; o 15h poszlismy razem, kazali mi sie przebrac i polozna mnie zaczela badac. Rozwarcie na 9cm! przebiła mi pecherz plodowy i podlaczyli do kroplowki... oczywiscie na znieczulenie bylo za pozno
-zaczelo sie po kilku minutach... kilka silnych skurczy a potem parte... no i parlo i parlo a mala nie chciala wyjsc mimo ze byla nisko i polozna myslala ze to juz, juz
-okazalo sie ze mala miala problem zeby sie przekrecic wiec lekarz jej pomogl.. kleszczami...no wiec mnie nacieli
- 3 skurcze i o 18h mala byla juz na zewnatrz... a ja peklam i to tak ze zabrali mnie na blok i pod narkoza zszywal mnie ginekolog z chirurgiem... obudzilam sie jakas godzine pozniej i nawet szczesliwa z tej malej drzemki
A potem każdego dnia bylo tylko lepiej... teraz jestem z moja coreczka w domu, jest grzeczniutka a i ja szybko wracam do formy.
Male słowo dla bojących się bólu i braku znieczulenia, nacięcia czy też innych takich dodatków... nic nie było dla mnie silniejsze od chwili szczęścia z nowo narodzonym maleństwem :)
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 7 z 7.
gratualcje!!!
i to co napisalas na koncu to 100% prawda!!!
Gratuluję :)
Ja też miałam być listopadówką tyklo że 2010, a też urodziłam 3 tygodnie przed terminem:D
gratulacje:)))
Gratuluję!
Moje gratulacje.;-*
Wszystkim pięknie dziękuję :)