Fajnie piszesz, fajnie ciebie poznac bo jak do tej pory bylas dla mnie uzytkowniczka z avatarem ze stokrotka ktora od czasu do czasu napisze cos madrze i bardzo dosadnie, teraz mozna poznac twoja ciakawa historie... czekam na wiecej, nie wiedzialam ze taka laska z ciebie fiufiu i synek naprawde uroczy to zem jebla wazeline...
Pogrzeb, żałoba, depresja mamy, wyjazd męża na kilka miesiecy, cholerne upały. Tak upłynęła moja ciąża. Ciąża przepłakana. Nie było wspólnego chodzenia na usg, nie było pomocy w tachaniu zakupów, kompletowaniu wyprawki. Byłam sama. Ze swoją ciążą. Kiedy znajomi spędzali kolejne świetne lato na imprezach, wyjazdach, ja tkwilam w domu, pocieszając mamę. Sama byłam też na porodówce, bo mąz nie dojechał. Zobaczył naszego synka dopiero tydzień po jego urodzeniu. Nigdy wcześniej nie czyułam sie tak samotna. Minęły już prawie 2 lata a ja nadal nei mogę mu tego wybaczyć. i chyba nigdy nie wybaczę...
Trafiłam na porodówke dzień przed terminem. Nie będe pisala jakim koszmarem jest poród. Dla mnei był, pod kazdym względem- fizycznym, psychicznym...czułam że umieram. Był taki moment keidy stwierdziłam, że to koniec, juz po mnie. Chwile póxniej urodził się mój syn, nasz syn.
Był taki ciepły. To chyba najbardziej zapadło mi w pamięc, to jego ciepło. Malutki, pomarszczony. Chyba nie poczułam miłosci. Poczułam dumę, dumę z siebie. jeszcze chwilę temu umieralam, aż tu nagle mogłam przenosić góry. Pdczas porodu dostalam krwotoku. Lekarz sie zdzwiil, żez taką morfologia jeszcze mogę stać na walsnych nogach. Na moją propozycję, że wypadloby mi podac krew, stwierdził, że we krwi sa alergeny, wirusy, w tym nawet HIV się może zdarzyć. Wypisałam się stamtąd na żądanie.
Wróciliśmy do domu. Sami. Mama przez kilak dni mi pomagała. Pierwszy dzień prawie cały przespałam. Byłam wykończona, szumiało mi w uszach, kręciło w głwie, czułam w głwoie bicie własnego serca. Anemia. Mąz dzwonił tysiąc razy dziennie, ale co z tego skoro go nie było?! Dobra, ale miało być o happyendzie. To co poczułam do synka kiedy tylko się urodzil nie bylo miłoscią. To było raczej jakieś zaskoczenie, że teraz jest ze mną ktoś, kto mnie potrzebuje tak samojak powietrza. Z dnia na dzień kochałam jednak to dziecko coraz bardziej. Momentami do szaleństwa. Mogłam patzreć na niego godzinami...tak kocham go do dziś i kochac będe zawsze.
Moi przyjaciele, którzy nigdy nie pałali specjalną sympatią do dzieci, stwierzdili nawet, że mi odbiło. Być może. Wtedy chyba po raz pierwszy miałam serdecznie w dupie co kto o mnie myśli. Wbrew temu co sadzilam kiedyś, dziecko podnisoło moją samoocenę. Stałam się dorosła i niezwykle pewna siebie.Jakkolwiek banalnie to zabrzmi wraz z wielką miłoscią do dziecka, przyszła też wielka miłośc do samej siebie.
Na zdjęciu my- ja i mój synek
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 10 z 17.
dałaś mi nadzieje na to, że i we mnie obudzi się z czasem miłość...
p.s. piękny wpis
obudzi się obudzi. Naprawdę. Poducha dzięki:)
Warto poświęcić te pare minut ze swojego życia na przeczytanie takiego wpisu .
Dokładnie tak. Z jednej strony miłośc do dziecka jest bezwarunkowa, więc teoretycznie powinna pojawic się od razu i być tak samo intensywna. jednak w moim przypadku i jak myśle w wielu innych przypadkach to była miłość, która rozwijała się z czasem. Niesamowite doświadczenie- tak kochać z dnia na dzień coraz bardziej i bardziej, żeby w końcu stwierdzić, że kochać już bardziej nie można. I może zabrzmi to okrutnie, ale gdyby moja ciąża była palnowana to z pewnością pokochalambym Jedrka jeszcze w brzuchu. Broniłam się przed tym, że jestem w ciązy i chyba przez to nie mogłam moejgo synka tak po prostu pokochać zanim sie urodził.
Fanta, jest to już daleko za Tobą, ale rozumiem, że takich dni w swoim życiu nigdy się nie zapomni. Oby tylko ten żal do meża kiedyś nie zamienił się w gorycz...
Byłaś dzielna choć przechodziłaś przez to sama - obarczona nawet bardziej niźli by to wypadało.
Mogę spokojnie podpisać się pod Twoimi uczuciami co do początków macierzyństwa i do tego co było potem. Jestem Twoją dublerką jeśli o to chodzi bo sama nie wiedziałam co sie we mnie dzieje na początku.
Ja sobie powtarzam, że najważniejsze to co teraz - i rośnie we mnie ta miłość do syna, czekam z niecierpliwością na dzień w którym powie mi, że mnie kocha.
Piszesz tak jak lubię ;)
Twój wpis na blogu sprawia że aż chce się go czytać dalej :) Synuś prześliczny!
Super wpis. Poryczałam się.
Twoje słowa i przeżycia są mi bardzo bliskie. Życie odebrało mi ojca i da mi niedługo syna. Muszę być wsparciem i sama potrzebuje wsparcia. Poród jest dla mnie nie tylko wyczekaną chwilą, ale i zagrożeniem dla mnie samej. Pocieszające jest jednak to, że dla męża, to ja, byłam, jestem, i będę najważniejsza, więc gdy po porodzie wszyscy skupią się na dziecku, zostawiając matkę na drugim planie, ja mogę liczyć na swoją druga połówkę.
Oby tylko los pozwolił być mu ze mną. Ty mimo niesprzyjajcych okoliczności dałaś radę, więc ja też dam. Twój wpis jest bardzo krzepiący dla mnie.
Pisz więcej i więcej :).