Ja jestem tego zdania co gosiaiemi! Twoja opowieść mogłaby być fabułą jakiegoś filmu! Czekam na ciąg dalszy! pozdro! :)
W sierpniu 2010 roku byłam już ze swoim ideałem i szefem w dobrych relacjach. Pracowałam juz w jego firmie 3 miesiące i byłam jedną ze "swoich", czasem przynosiłam kawę i ciasto do pracy, czasem robił to ktoś inny a więzi naszej całej paczki się zacieśniały.
O moim Johnnym-Hugh nie wiedziałam wiele, nie wypytywałam nikogo o niego, żeby ludzie nie nabrali podejrzeń.
Jednak chyba mój maślany wzrok lub paraliż na jego widok jakoś dyskretnie mnie zdradzały. Zauważyła to zjawisko koleżanka - też stylistka pracująca w firmie od 6 miesięcy. Długo nic nie mówiła, ale kiedy mój stan pogłebił się na tyle, że nie umiałam przejść obok niego objętnie, nie potrafiłam normalnie z nim rozmawiać czy nawet przebywać w jego obecności bez okazywania zbytniego podniecenia i szału w oczach - oświeciła mnie:
- Mariusz ma żonę - powiedziała - są razem kilka lat, po slubie od półtora roku. Fajna z niej babka, miła, sympatyczna, nie pchaj się tam gdzie Cię nie potrzeba.
Załamałam się.
I choc sama nie wiedziałam jak mój stan był poważny - wtedy dogłebnie to poczułam. Zachowywałam się jak porzucona nastolatka. Za dużo piłam, schudłam kilka kilo, imprezowałam jak szaleniec. Jednym słowem totalna depresja i niegodzenie się zlosem. Coś jak pierwsze stadium umierania. Moje serce łkało, dusza była poraniona.
Jednak w sierpniu szef przyszedł do mojego biura z kopertą.
- Jedziemy na początku wrzesnia na 10 dni do Niemiec na warsztaty slubne. Jadę JA (w tym momenice ugięły mi się nogi a świat zaczął wirować), Ty (czekałam na to słowo), dwie florystki i dekoratorka.
Cieszyłam się i nie nawidziłam samej siebie za plany jakie snułam i intryge jaka obmyślałam. W tym momencie wiedziałam jedno - nie znam samej siebie.
Pozostało czekać do września.
Komentarze
Wyświetlono: 11 - 12 z 12.
Jak mnie denerwują kobiety, które winią "kochanki" a samego faceta już nie. Jeśli autorka blogu nie była nachalna za to facet miał już w głowie ułoży plan co do niej to czyja to wina? Kobiety? Raczej nie. A jeśli się okazało, że owy szef ożenił się zrosądku? Nie znamy historii małżeństwa wyżej wspomnianego, więc raczej nie powinniśmy wyciągać pochopnie wniosków. Jak to mawiają "Serce nie sługa". A dla kora26 dużo zdrówka i szczęścia w życiu no i miłości, bo to ważny stan "umysłu" dla każdego z Nas:):)