Zaczynam mieć doła... Jestem wykończona bycia mamą. A może rzeczywiście to nie jest moja wina, tylko mojego Adasia? Może nie wyolbrzymiam, lecz rzeczywiście jest baaardzo absorbujący? Ledwo radzimy sobie z karmieniem. Maluszek się najada, ale uwielbia wisieć na cycu i to nas gubi. Amator kobiecego biustu od małego, hihi. Karmię go co 3,5 ok. 40 min, z czego oczywiście opróżnia 2 piersi. Widzę, że jest naprawdę najedzony, zaczyna mu się z tego przejedzenia aż ulewać, a on i tak dalej płacze i otwiera buźkę pokazując, że jest nadal głodny. Po odstawieniu do łóżeczka po to całym obżarstwie poleży 1-2 minuty i znowu zaczyna kwilić, że głodny, chociaż po przystawieniu znowu do piersi nie ciągnie pokarmu, a jedynie ssie cyca. Wtedy atakuję go ze smoczkiem, przestaje płakać, ale nadal nie śpi. Głaskam go, mówię do niego, puszczam pozytywkę i tak usypia po mniej więcej godzinie. Ktoś pomyśli, spoko, mam przecież jeszcze 2,5 h wolnego. Nic z tego. Po jakiejś godzinie budzi się, kwili, więc sprawdzam pieluszkę. Czasem trzeba zmienić, a wtedy znów nie chce iść spać, tylko od razu zaczyna się domagać mnie, w sumie mnie to nie, tylko cyca. Oczywiście go nie dostaje i wtedy już zaczyna płakać na całego, smoczek nie działa, przytulanie też nie, noszenie na rękach też nie. Może i jestem wyrodną matką, ale po przetestowaniu nawet suszarki do włosów i odkurzacza zostawiam maluszka w łóżeczku, żeby się sam uspokoił. Nie daję rady go uspokoić. Nawet jeśli już uśnie na tych rękach to i tak po 10 minutach się budzi i znowu zaczyna swoją zabawę. Nawet mój mąż jest bezradny. Wszystkiego już próbowaliśmy. Jak tak sobie czasem płacze w łóżeczku to się uspokaja po pół godzinie i idzie spać. On płacze w łóżeczku, a ja stoję obok i nadsłuchuję, patrzę, czy aby mu się nie ulało, czy sobie krzywdy nie robi. Nania oczywiście również włączona i monitoruje jego oddech. Koszmar jakiś, już nie wiem co robić. Z tego wszystkiego nawet już mi się nie chce jeść. W ciąży mój apetyt był ok. Teraz zjem 1/3 obiadu i mam dosyć, jedzenie rośnie w buzi, przestaje smakować. Wczoraj byliśmy na wizycie kontrolnej z maluszkiem, a lekarka mi wyjechała z tekstem, że ja to się chyba anemii nabawiłam, bo kiepsko wyglądam. A niby jak mam wyglądać, skoro noce mam nieprzespane, w dzień czasem się kimnę z pół godzinki, posiłki na raty, a niekiedy nie wiem jak zostawić maluszka samego płaczącego w łóżeczku i iść sobie do kuchni zrobić cokolwiek do jedzenia. Nie chodzi o to, że mąż mnie nie wspiera, owszem pomaga, ale... No właśnie, jest ale: pracuje nadal dużo (przecież ktoś musi), próbuje uspokoić Adasia i też mu nie wychodzi. Oboje jesteśmy bezradni na jego płacz. Kolki to na pewno nie są, na wadze przybiera, więc gdzie jest problem?? W niedzielę przylecą teściowie, i w sumie co to da?? Pewnie nauczą małego bujania, noszenia na rękach, polecą z powrotem do siebie, a ja nadal będę miała ten sam problem. Nawet większy, bo będę musiała Adasia jeszcze bujać i cały czas nosić. No i oczywiście już słyszę głos teściowej: "To pewnie dlatego, że w ciąży się tak denerwowałaś !". Wrrr, już się denerwuję na samą myśl o tym zdaniu. Przez całą ciążę mi paplała, żebym się nie denerwowała, bo dziecko będzie nerwowe. A niby jakie ma być, skora z mamusia zawsze był niesamowity nerwus?? Do tego ostatnio zadzwoniłam do mojej rodzonej matki, żeby się pochwalić syneczkiem i co?? Usłyszałam tylko zdanie: "No to teraz będziesz wiedzieć, jak to jest wychować dziecko. Tylko dobrze je wychowaj, żeby później Ci nie powiedziało, że jesteś niedobrą matką". Wiedziałam, że prędzej czy później mi powie coś takiego. Tylko dlaczego musi mnie jeszcze tym teraz akurat dołować?? Czuję się strasznie bezradna... Już nawet mi płacz nie przynosi ulgi... A czasem kiedy Adaś zasypia i nadchodzi godzina karmienia to nie wiem też co robić. Pozwolić mu dalej spać, czy budzić i karmić? Słyszałam, że sam może sobie jeszcze spokojnie pospać nawet do 5 h bez karmienia, ale wie wiem, czy jest to dobry pomysł. Boję się, że będzie głodny, że będzie go bolał brzuszek itp. Mam już dosyć naszych ciągłych przepychanek o cyca. Myślałam, żeby już nawet zrezygnować z karmienia piersią. Jestem naprawdę zmęczona... Mam nadzieję, że ktoś mi poradzi na mojego małego solistę...
Komentarze
Wyświetlono: 11 - 17 z 17.
z tego co wiem to niedawaj mu dwoch piersi! ja tak robilam i tez maly ciagle plakał,krzyczał jak kto lubi.połozna wezwana na stanowisko mowi "w zadnym wypadku nie dawaj dwoch piersi! jedną i jak ma mało to dopajaj mleczkiem modyfikowanym" i wiesz co? pomogło :))
cycek,50ml mleczka i dziecko usmiech od ucha do ucha!
na noc czyli po kapieli okolo19.30 idzie buteleczka pozniej okolo 24,6 cycuś i jestem wyspana;)
spróbuj a moze pomoze.Powodzenia!!!
Dzięki dziewczyny za rady. Zacznę wdrażać jedną po drugiej aż do skutku.
Jak na razie Adaś jest spokojny. Jakby dosłownie wyczuł, że się na niego żalę. Ale przecież i tak wie, że go kocham ponad życie. Tą moją małą żabkę.
Tyle na niego czekaliśmy z mężem, więc może to też nasza wina, ponieważ na każde jego kwilenie jesteśmy w pogotowiu ze smokiem, cycem, pozytywką, przytulaniem. Może staramy się aż za bardzo??
No nic, byle do 4 miesiąca, do zupek.
Pierwsze slysze, aby polozna takie cos zalecala. (Ze nie wolno karmic z obu piersi)... :O
Z tego, co wiem, oczywiscie ze mozna karmic z obu piersi. Tylko jest zasada, aby najpierw jedna calkowicie oproznic i wtedy dopiero druga.
Natomiast, zeby po jednej piersi dokarmiac butelka z mlekiem modyfikowanym. Cuz to ma na celu?
Jezeli dziecko chce czesciej byc przy piersi, to tez ma swoj cel... napedzenie produkcji mleka. A podawanie butli zakloca ten proces.
@madinek... Ja od siebie moge tylko napisac, ze to naprawde jest przejsciowy okres i mija... Na poczatku karmienie jest jakie jest, bywa meczac i tego nie da sie ukryc. Z czasem moze byc bardzo wygodne...
Tylko naprawde warto przynajmniej sprobowac patrzec na to nieco pozytywniej... moze nie jako na bardzo trudny okres czasu, ale jako na trudny przejsciowy okres czasu, ktory potrwa, ale tez minie...
Trzymam kciuki i zycze powodzenia... :)))
PS... Karmie Soraye juz 13 m-ce... i choc poczatki byly rownie trudne, jak u Ciebie, a nawet trudniejsze, bo mloda pierwsze 2 tygodnie praktycznie nie tylko non stop wisiala przy piersi, ale w nocy do 4-ej nad ranem szalala... ;) to teraz moge powidziec, ze to naprawde piekna sprawa...
Nie powiem Ci dokladnie od kiedy sie wszystko ustabilizowalo na tyle, ze moglam cieszyc sie tym, ze karmie tak a nie inaczej, ale na pewno w wieku 3. m-cy karmienie bylo juz bardziej przyjemnoscia niz stresem. Wiem... 3 m-ce to nie malo... Ale to jednak czas, ktory mija...
Takze z mojej strony tylko tyle... ze to nie wiecznosc... a naprawde stan przejsciowy... ;)
@madinek... pisalam o tym w jednym z wczesniejszych postow... ktory skasowalas... Wiem, namieszalam.
Chodzi mi teraz o ten fragment o placzu.
Czasem nie ma co na sile uspokajac dziecka i szukac przyczyny jego placzu. Czasem wystarczy wziasc na rece, przytulic i pozwolic mu sie wyplakac.
Wkladanie smoka do buzi, lulanie, karmienie... a ono placze nadal... Ale czasem to jest tak, jakbysmy my probowali z kims rozmawiac, a tu ktos nam wciska kanapke do buzi... probujemy cos powiedziec, a tu ktos nas lula...
Placz to mowa naszych maluszkow... Czasem wystarczy "posluchac"...
Ja nieraz bralam Sorayszona na rece (nie robilam tego ze starszymi)... i po prostu jak sie tak darla... przytulilam ja i mowilam cichutkim glosem... "Czemus placzesz? No opowiedz mi... co lezy Ci na serduszku"... i wierz mi badz nie... ale ona od razu byla jakas taka spokojniejsza... placz zmienial sie w kwilenie, a ona poplakala, pokwilila i powoli sie uspokajala... Pozwalalam jej sie wyplakac w moich ramionach...