Wyobrażcie sobie, że znacie kogoś niesamowicie fałszywego, despotycznego, "moherowego", kogoś przekonanego o własnej nieomylności, majacego ZAWSZE rację, bezczelnego, wtrącającego się do wszystkiego i wszystkich...dużo by pisać.I wyobraźcie sobie, że musicie z kimś takim dzielić sie opłatkiem przy każdej Wigilli, pozwalać dziecku na kontakty z kimś takim, znosić jego komentarze na swój temat...bo to Wasz teść, ojciec kogoś kogo kochacie bardziej niż siebie samą. Co byście zrobiły? Teściowa przyjeżdża do nas niemal w każdą sobotę.Jeśli jestem w domu to kończy się tylko na gadaniu - musicie zrobić, musicie pojechać, musisz przypilnować...jednym uchem wpuszczam drugim wypuszczam.Ale jesli mnie akurat nie ma to jest układanie mi rzeczy w szafkach, zaglądanie do pudeł, pranie, sprzątanie itp.Wracam do domu kiedy jej już nie ma i zaciskam zęby, że mi mało plomby nie powypadają. Przed Świętami Wielkanocnymi dowiedziała się, że idę na rehabilitację.Zdziwiłam się kiedy przyznała mi rację, powiedziała, że super, że kierunki medyczne to jej to, że mnie popiera itp itd.Wystarczyła jedna rozmowa z Teściem i w Święta zaczęła się nagonka - że to nie jest właściwy kierunek, że nie wiem co robię, że na pewno nie zarobię na życie i żebym lepiej się wzięła za fryzjerstwo.Siedziałam nad tą cholerną święconką i ręce mi opadały coraz niżej i niżej... Przyjechała kilka dni temu i mówi - "wiesz ja cie już zapisałam na to fryzjerstwo, może akurat ci się spodoba, nie zobaczysz jak sie nie przekonasz". A ja głupia co? Oczywiście zaciskam zęby... Wczoraj spędziłam prawie dziesięć godzin z Teściem w jednym samochodzie.Pojechał ze mną do Lublina po resztę rzeczy, których nie zabraliśmy za pierwszym razem.Przez cały czas słuchałam, że mam beznadziejnego Męża, bo "miał całe życie zaplanowane, wszystko ustalone", a on wybrał inną drogę i że on się nie dziwi, że ja nie mam charakteru ani polotu skoro mnie wychowała ateistka (moja matka nie jest katoliczką - ja tak), że nie wyniosłam z domu żadnych wartości, że mam pismo Święte czytać (jak powiedziałam, że już przeczytałam nastąpiła chwila konsternacji, bo tego się chyba nie spodziewał po osobie tak pozbawionej moralności jak ja, a potem wypalił - "ale na pewno nic nie zrozumiałaś").Potem jeszcze kilka godzin o tym w jak zdegenerowanym i pozbawionym zasad domu się wychowałam i że teraz dopiero będę wychodzić na prostą...a ja głupia co? chyba już wiecie... W domu niestety nie zastaliśmy mojego taty ale udało mi się z nim porozmawiać przez telefon i obiecałam, że w sierpniu przyjadę z małym, bo ostatni raz go widzieli jak miał pięć miesięcy. Teść w drodze powrotnej wypytał czy na pewno chcę przyjechać a ja no to, że oczywiście przecież mój ojciec nie może już podróżować a chcę żeby Oskar miał z nim kontakt i że powinien mnie zrozumieć bo przecież musi pamiętać jak jeszcze niedawno oni musieli jechać prawie trzysta kilometrów, żeby się zobaczyć z wnukiem.Usłyszałam, że on to wszystko rozumie, że oczywiście pamięta itp itd. Dziś rano zadzwoniła teściowa, a że dzwoni kilka razy dziennie to mało mnie to obeszło.Dopiero mina mojego męża kazała mi zapytać o co chodzi.Za moimi plecami Teść nagadał Teściowej, że zamierzam zabrać małego na "tą wieś" w "takie warunki", że głupia jestem i nieodpowiedzialna i że on sobie tego nie życzy i że Mąż ma mnie przekonać, żebym nigdzie nie jechała. I w tym momencie przyszło mi do głowy - to się musi wreszcie skończyć.Może i pochodzę ze wsi, może nie posiadam (jeszcze) wyższego wykształcenia, może nie jestem tak mądra i wszechstronnie utalentowana jak by może mój Teść sobie życzył - trudno, nie musi w ogóle się ze mną kontaktować.Jeżeli Teściowa posiada chorobliwe zamiłowanie do porządku i układania cudzego, życia to proszę sobie zrobić kolejne dziecko i ustawiać je sobie według własnego widzimisię dopóki się nie zbuntuje i jak mój Mąż nie ucieknie na drugi koniec Polski w pogoni za normalnością. Koniec wspólnych obiadów i weekendów w Teściami, koniec ze sprzątaniem w moim domu, pilnowaniem czy chodzimy do Kościoła, koniec z układaniem mojego życia, koniec koniec koniec!!!Koniec zaciskania zębów - zaczynam gryźć. I zastanowię się jeszcze czy dojdzie do wspólnej Wigilii w tym roku, bo nie mogę obiecać, że zamiast życzeń nie zrzygam się Teściowi na buty.Nie pozwolę już aby ktokolwiek decydował czy mój syn będzie miał kontakt z moim ojcem, nikt nie będzie mu kazał zostać księdzem, nikt nie będzie ani mnie ani jemu mówił jak mamy żyć.A jeśli tego nie zrozumieją - ich strata.Nigdy już nie pozwolę sobie wmówić, że jestem gorsza, że się na niczym nie znam tylko dlatego, że pochodzę z ubogiej rodziny i musiałam iść do pracy zamiast studiować.Pozwolę sobie w końcu być dorosłą i kij w oko każdemu, kto tego nie uszanuje. Tak się dziś tym wszystkim nabuzowałam, że nawet mojemu wspólnikowi w pracy się dostało:) Pracuje na pół etatu i czasem ciężko ogarnąć mi wszystkie zmiany i promocje, których przybywa podczas mojej nieobecności dlatego szefowa poprosiła żebym przez kilka dni przychodziła pół godziny wcześniej żeby moja zmienniczka lub zmiennik zdążył mi wszystko przekazać przed rozliczeniem kasy.Kiedy jest ona wszystko jest ok natomiast on jest leniem niesamowitym o czym się głośno nie mówi, bo to syn szefostwa.On nigdy nie miał mi nic do przekazania na wszystko mówił "tu masz sobie o tym poczytaj" i zmywał się wcześniej.Szybko wyczaił, że może sobie jeszcze bardziej ułatwić sprawę i kiedy dziś znowu przyszłam pół godziny wcześniej kasa była już rozliczona (zawsze muszą być obecni oboje kasjerzy przy rozliczaniu) a on gotowy do drogi.Kiedy zapytałam czy na pewno się wszystko zgadza usłyszałam"no chyba mi ufasz?".I stwierdziłam, że jednak "przykro mi ale nie.I skoro nie masz mi nic do przekazania to ja idę jeszcze na lody a jak wrócę to się punktualnie rozliczymy." I wiecie co? Może i pochodzę z małej miejscowości, nie mam wyższych studiów i nie chodzę do Kościoła w każdą niedzielę, ale znam wartość przyjaźni, miłości i ciężkiej pracy. Jestem dobrą żoną i matką i wiem jak wychować syna na człowieka sukcesu - zamierzam codziennie mówić mu jak wielkim darem jest dla mnie i jak wartościową jest osobą, pogryzę każdego kto będzie chciał mu cokolwiek narzucić lub każe mu w siebie zwątpić. I nauczę go, że nie wolno nigdy zaciskać zębów.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 10 z 11.
kurde jak ja nienawidzę moherów ...
Mam nadzieję że jej powiedziałaś pare słów do słuchu .
ps sama jestesm z małej miejscowości ,jak ty się uchowałaś prze katolickim "wychowaniem" na wsi :)
Że ty tak długo wytrzymałaś to ja Cie podziwiam!!!!!!
Jesteś baardzo wartościowa osobą i zycze Ci jak najlepiej!
Oby tak było:)))Nie daj się!!!