Nie pierwszy zresztą raz narzekam, że moja doba powinna mieć 48 godzin, wyedy ze wszystkim bym się wyrobiła :P
Od ponad 2 tygodni siedzimy rodzicom na głowie. Wczoraj zadzwonił do mnie właściciel z informacją, że dziś możemy przyjechać na "odbiór" mieszkania:) w końcu nowa łazienka! Mam tylko nadzieję, że panom jakoś zgrabnie to wyszło. Wystarczy już, że nie przykryli niczym sofy, dywanu ani telewizora, w związku z czyn zalega na nich centymetrowa warstwa pyłu i innego syfu. I jeszcze kładli na niej narzędzia, jakieś brudne rury itp. jak ja mam tą sofę doczyścić?! Właściciel wyszedł z taką inicjatywą, że jak po remoncie będzie wielki syf to zawoła ekipę sprzątającą. Przydałoby się, bo sofa wygląda tragicznie i nasz odkurzacz sobie nie poradzi :/ tylko kto mi przyjdzie sprzątać do mieszkania dzień przed Wigilią? Uh...
Jestem rozdatra, bo fajnie by było gdybyśmy zostawili dziś młodą z rodzicami, i posprzątali przynajmniej w łazience, poustawiali wszystkie rzeczy i takie tam, tylko że jest jeden podstawowy problem. Mianowicie nasza kochana uczelnia ustaliła nam zjazd na ten weekend. TUŻ PRZED ŚWIĘTAMI. Mało tego, do oddania wszystkie projekty, jeden musimy jeszcze dokończyć + napisać 7 prac z angielskiego. Więc co robić? Posprzątać a potem pół nocy spędzić na kończeniu projektów czy olać dzisiaj sprzątanie i na spokojnie wszystko skończyć...? Wszystko w nieodpowiednim czasie. Jutro na sprzątanie czasu nie będzie, po zajęciach musimy pojechać na ostatnie przedświąteczne zakupy, wybrać w końcu prezent dla Pauliny, w niedzielę zawaleni zajęciami od rana do wieczora. W poniedziałek z racji przedświątecznego szału czasu na sprzątanie też nie będzie. Wszystko wygląda na to, że syf w mieszkaniu przeczeka święta, i wprowadzić się będziemy mogli dopiero po nowym roku :/ to wszystko nie na moje nerwy.
Na domiar złego 2 dni u teściów sprawiły, że Paulinie urosły małe różki i po mojej grzecznej dziewczynce nie ma ani śladu :( ale o tym będzie inny wpis, teraz nie mam czasu, zresztą rozpisałam się jak nie wiem :P