No i stało się. Wczoraj podczas przedszkolnej półtoragodzinnej adaptacji, moje dziecko w ogóle nie zwracało na mnie uwagi. 15 dzieci, 14 bawiło się ze swoimi rodzicami...a ja stałam jak kołek pod ścianą :P bo młoda bawiła się ze wszystkimi tylko nie ze mną. Tylko nogi w d... mi weszły od tego stania ;) jedynie co, to denerwowała się, że nie ma z kim porozmawiać, bo wszystkie dzieci się wstydziły. Dlatego Paulina przeniosła się na rodziców i ciągnęła ich do zabawy. Oczywiście wszystkich rodziców, oprócz swojej własnej mamy :P no i zakochała się w pani dyrektor przedszkola. Odkąd byłyslmy w przedszkolu tydzień temu żeby podpisać umowę, Paulina cały czas mówiła tylko że chce iść do przedszkola porysować z panią dyrektor. A wczoraj jak już nadeszła pora na powrót do domu, ubrałyśmy się i wyszłyśmy...w połowie drogi do domu Paulina stwierdziła, że musimy wrócić bo nie pożegnała się z panią! No i wróciłyśmy, żeby pożegnać się z panią ;)
Mam nadzieję, że to wszystko oznacza to, że młoda dobrze zniesie rozłąkę :) przez pierwszy miesiąc będzie chodzić na 5 godzin, później pewnie na dłużej.
Z innych wiadomości to jestem zaskoczona (pozytywnie), i nie poznaję mojego dziecka. Paulina zaczęła normalnie jeść (obym nie zapeszyła!). Dziś na śniadanie zjadła pierwszą kanapkę od chyba roku...kanapkę z czymś innym niż dżem. Szok. Moja mama się śmieje, że Paulina przygotowuje się w ten sposób do przedszkola :P bo tego się obawiam bardzo, jak będzie z jedzeniem. Mam nadzieję, że jak zobaczy, że inne dzieci jedzą to sama też zje ;)
Ach, no i od jakiegoś czasu zupełnie bezobjawowo Paulinie wychodzą piątki. 2 już wyszły, kolejne 2 w drodze.
A na koniec osobiste przemyślenie - pomimo ogromnej sympatii do dzieci, nie chciałabym być przedszkolanką ;)