Znowu mnie dopadło. Tydzień temu, po pierwszych zajęciach w szkole rodzenia, tryskałam humorem i dobrym nastrojem. Znowu czułam, że mogę przenośić góry, a dziś... Nie wiem, czy to ta pogoda, czy niskie ciśnienie, a może to ta słynna huśtawka nastrojów spowodowana burzą hormonalną, a może po prostu za długo już siedzę w domu i nuda uderza mi do głowy. Niby jest tyle rzeczy do zrobienia, ale ja nic nie mam siły i ochoty. Jestem zdołowana tym, gdzie żyję i wciąż nie mogę się pogodzić z tym, że 3 lata temu opuściłam mój rodzinny Toruń, na rzecz tej dziury, w której teraz mieszkam. Ale czego nie robi się z miłości... Zastanawiam się, czy mój podły nastrój wynika właśnie z tego, że nienawidzę tego miejsca i nie mogę się z tym pogodzić, czy gdybym mieszkała w Toruniu, to byłoby inaczej? Łatwiej? Weselej? Czy problem tkwi w mojej głowie i po prostu wynika z tego, że ja nie potrafię się dostosować, z góry się uprzedzam i na siłę szukam dziury w moście? Może mieszkając w Toruniu, tak samo nie potrafiłabym odnaleźć swojego życiowego celu, albo ciągle narzekała na napotykające mnie przeszkody. Przeszkody do pełni szczęścia.
Komentarze
(2008-07-18 13:44)
zgłoś nadużycie