W poniedziałek miałam długo wyczekiwane usg... Dowiedziałam się, że wszystko jest ok, dziecko rozwija się prawidłowo i potwierdzenie, że to "nadal" dziewczynka:) Jednak jedna wiadomość była (teoretycznie) niepokojąca. Okazało się, że moja dziewuszka ułożyła się miednicowo i prawdopodobnie czeka mnie cesarskie cięcie. Za pięć tygodni będę miała kolejne usg i wtedy zapadnie decyzja, bo może jeszcze się przekręcić. Cóż... każda osoba, której powtórzyłam tą wiadomość, uznała, że to nie są dobre wieści... ale nie czuję się rozczarowana. Bardzo boję się porodu naturalnego, choć zdaję sobie sprawę, że jest on lepszy zarówno dla dziecka jak i dla matki, ale ludzie! Bez przesady. Moje dziecko w cale nie będzie gorsze od tych urodzonych naturalnie, a ja wcale nie czuję się gorszą matką z powodu tego, że nie mogę urodzić swojego dziecka jak chciała natura. A społeczeństwo raptem uważa, że tak właśnie jest. Mamy przecież XXI wiek, medycyna poszła na przód, świat się rozwija nic już nie grozi ani matce ani dziecku podczas operacji. Tyle porodów odbywa się tą drogą. Czy na prawde uważacie, że to gorzej? Sama urodziłam się przez cesarskie cięcie 25 lat temu, co uratowało mi życie, moja siostra rodziła córkę 8 lat temu, z powodu ułożenia miednicowego, obie mamy się świetnie, nigdy poważnie nie chorowałyśmy, nigdy nie czułyśmy się z tego powodu gorsze! Jeśli nic się nie zmieni, mój poród będzie ściśle zaplanowany. Nie będę się obawiać, czy wody odejdą mi w miejscu publicznym, czy jak zacznie się akcja, mój mąż zdąży na czas wrócić z pracy, czy zdążymy dojechać do szpitala, czy nie zrobie kupy podczas porodu przy moim mężu.... Martwię się tylko o to, czy moje dziecko urodzi się zdrowe i czy będę mogła karmić je piersią, a kochać będę ją tak sama mocno bez względu na to czy się obróci czy nie. Już nie mogę się doczekać Ciebie, moja mała córeczko....