Jutro Marcel kończy 7 dni. 2 dni jesteśmy już w domu, to były 2 bardzo trudne dni. Zdarzyło mi się nawet popłakać, kilka razy. Z bezsilności, chyba... nie wiem.
A Marek... on jest naprawdę świetny. Zmienił się nie do poznania. Może to, że był przy porodzie, widział przez co muszę przejść by Marcel był w końcu z nami - dało mu to do myślenia.
Wziął urlop którego nie chciał wcale brać. Fakt faktem, musiał - w końcu jestem po cesarce. Robi przy małym wszystko, ja tylko go przewijam.
Wczoraj znów zapytał, czy weźmiemy ślub to już drugi raz, kiedy wspomniał o tym sam z siebie. Cieszę się niesamowicie. Wreszcie widać, że bardzo nas kocha.
moje poczatki tez byly trudne,wciaz ryczalam...czulam sie taka mega zmeczona tym wszystkim,chcialam wrocic do etapu ciazy:)a potem z kazdym dniem bylo coraz lepiej:)jak dojdziesz fizycznie do siebie to hormony tez sie uspokoja.
Kochanie ja przez ponad miesiąc ryczałam dzień w dzień po kilka razy, był to baby blues. Głównie dlatego że byłam ze wszystkim sama też leżałam z Marcelkiem 5 dni z tym że był 2 oddziały dalej, gdy wróciłam do domu Adi wziął 3 dni wolnego, wrócił do roboty a po kilku dniach zaczęłam płakać, brak snu, zmęczenie, ciągła samotność (jakby nie patrzeć młody non toper spał) brsk spetytu ect robi swoje. Z czasem minie będzie dobrze buziaczki dla Marcelitka a Ty kochana trzymaj się
Tak jak dziewczyny piszą: tak często bywa, jeszcze trochę i będzie dużo lepiej! A co do Marka... mam nadzieję, ze to zmiana na stałe. Trzymam mocno kciki za to by tak właśnie było!