No i nareszcie w domku tylko szkoda że bez maleństwa:( dużo się ostatnio u nas działo ale może od początku... W piątek rano mąż po nocce wrócił do domku. Wskoczył do wyrka. Już usypialiśmy a tu nagle czuje że 'coś' mi leci. Patrzymy a tu całe prześcieradło i kołdra w krwi. Mąż panika w oczach, ja radocha na buzi że się zaczeło... Telefon do lekarza prowadzącego. Odziwo odebrał bardzo szybko. Kazał przyjechać do szpitala. Więc nie zwlekalismy zebraliśmy się i pojechaliśmy, oczywiście pakowanie torby było jeszcze w trakcie więc mąż powrzucał szybko resztę no i w droge. Oczywiście pozapominał wiele rzeczy ale co tam :P Do szpitala ok 25 minutek. Były troszke korki ale jakoś mnie to zupełnie nie martwiło. Byłam pewna że już nie długo zobaczymy naszego szkraba. Przyjechaliśmy na miejsce, na izbie przyjęć ludzi od cholery, no i przeciskamy się pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi ;/ Oczywiście padlo hasło "Tu jest kolejka" Ale przyjęłam to z uśmiechem na buzi odpowiadając że my do porodu. Przyjęto mnie szybko, i zawieziono na trakt porodowy. Mąż na korytarzu, mieli go zawołać gdyby coś się działo. Ja chop na łóżko porodowe, podłączyli KTG, przyszedl lekarz, wszyscy pytali co się stalo. Na KTG nic nie wyszło, tzn tętno dzidziuś mial dobre, ale skurczy ZERO. Nic a nic. Lekarz zbadał. Stwierdził że szyjka jest wporządku. I że JEST ROZWARCIE. HeHe na opuszek ;/No to naprawde dużo. ;/ Lekarz nie pozwolił nic jeść bo nie wiedzieli z czego to krwawienie. Kazali zrobić USG, bo myśleli że łożysko się odkleja. Mi humor przestał dopisywać na myśl o cesarce;/ USG też nic nie wykazało. No to zostawili mnie na obserwacji. No i tak przewegetowałam sobie od piątku do dziś pod KTG, które nie wykazało żadnych skurczy. A że do terminu jeszcze troszke czasu zostało a krwawienie ustąpilo to wypisano mnie do domu. Leżałam na sali z kobietami, które były już po porodzie. W pierwszy dzień miałam takiego dołka, i łzy w oczach gdy widziałam już te przeszczęśliwe mamusie ze swoimi maleńkimi pociechami. Ale potem było już dobrze, bo przecież my za niedługo też będziemy mieli takiego małego brzdąca. A w sumie już mamy. Tylko jeszcze jest mu za dobrze u mamusi w brzuszku i na razie mu się nie spieszy.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 7 z 7.
Maluszki wiedzą gdzie im dobrze i jakoś się na świat nie spieszą...
Mam nadzieję,że mój skarbek zechce wyjść z brzuszka o czasie bo chciałabym wigilię i święta już z synkiem w domku spędzić...
A my córeczke będziemy mieli :))
hehe, czytam Twoje "Ja chop na łóżko porodowe" i nie mogę opanować uśmiechu - chciałabym zobaczyć te "hop" w wydaniu kobiety w 38 tyg ciaży :p
w ogóle fajny kontrast - mąż panika, Ty uśmiech na buzi :) na widok krwi :p
jeszcze tylko 2 tygodnie :) albo aż... rozumiem Twoje zniecierpliwienie. wystarczy że swoje pomnożę przez tysiąc i będę wiedziała, co czujesz. właśnie to mi jedynie przeszkadza na tym portalu, że jak tak potem czytam jak jesteście tuż-tuż i potem już po to, tak cholernie wam zazdroszczę, bo ja też już chcę przytulić mojego maluszka do piersi!!! :)